Widzę Twoją mękę, Panie. Widzę, jak Twoja najdroższa Krew wsiąka w tę nieludzką, okrutną ziemię, po której chodziłeś. Uzdrawiałeś, nawracałeś zatwardziałych grzeszników, wskrzeszałeś umarłych. Tyle dobra, tyle miłości okazałeś ludziom, choć znałeś ciemność ich dusz. Nie zrezygnowałeś.
A oni?
Wdzięczność, którą Ci okazali podczas wjazdu na osiołku do Jerozolimy, szybko zamienili w nienawiść. Tydzień później zamiast „Hosanna Synowi Dawidowemu” krzyczeli: „Ukrzyżuj! Krew Jego na nas!”
Jak niewdzięczne są ludzkie serca, jak czarne ich dusze!
Dlatego nie liczą się gałązki oliwne ani złote płaszcze rzucane pod nogi. Ważne są tylko czyste dusze, wypełnione Twoją miłością. Nie trzeba wołać: „Chrystus Królem!” na rogatkach miast. Najpierw trzeba ustanowić niepodzielne panowanie Jezusa Chrystusa we własnej duszy
.Cóż ci przyjdzie, człowieku, z najpiękniejszych ofiar składanych w przepychu, jeśli Bóg brzydzi się wyglądem twojej duszy? Zamiast zasiadać w pierwszych ławkach świątyni, przykucnij w małej izdebce albo na progu kościoła. Pomódl się szczerze, okaż żal i postanowienie poprawy.
Spójrz na gwoździe rozrywające niewinne ciało Chrystusa, już wcześniej skatowane biczami. Spójrz na skronie zalane najdroższą Krwią. Każdy cierń raniący Jego jasne oblicze to jeden grzech – a grzechów są miliony! Czy możesz choć wyobrazić sobie ogrom bólu, który nasz Ukochany Zbawiciel przyjął za nas?
„Któryś za nas cierpiał rany…” – śpiewasz te słowa, ale czy myślałeś, jak głębokie są te rany? Czy tylko bezmyślnie powtarzasz za innymi?
Arkadiusz Niewolski


Dodaj odpowiedź do Zbyszek Anuluj pisanie odpowiedzi