Jednym z najłatwiejszych i najskuteczniejszych sposobów utrzymania się w miłości Bożej i wzrastania w tejże, jest nieustanne ćwiczenie się w pamięci na obecność Bożą. „Chodź zawsze w obecności mojej, rzekł Pan Bóg do Abrahama, a będziesz doskonałym”.
Ażeby jednak możliwem było ten sposób w praktykę wprowadzić, wpierw serce nasze musi być choćby iskierką miłości Bożej przejęte. Grzesznik bowiem, przywiązany do grzechu, lęka się myśleć o Bogu, w którym widzi tylko sprawiedliwego sędziego swoich występków i złych uczynków. Dusza oziębła unika również myśli o Bogu, bo jej małoduszność i nieustanne opieranie się łasce sprzeciwia się temu. Umysł rozrzucony, podlegający zmysłom i wyobraźni, szukający pociech zewnętrznych, odwraca myśl swoją od Boga, która by go zmusiła do skupienia i oderwała od przedmiotów zmysłowych. Natomiast dusza, która rzeczywiście pragnie oddać się Bogu i kochać Go coraz więcej, nie zraża się wcale trudnościami jakie napotyka z początku, lecz przeciwnie, zmusza się nawet do ćwiczeń w tym kierunku, aby przyswoić sobie łatwość nieustannego stawiania się w obecności Boskiej; wie o tem, że o ile z początku trudno to jej przychodzi, o tyle później, przy wytrwałej pracy, sowitą odbierze nagrodę. I rzeczywiście z biegiem czasu, dusza owa znajduje w tem ćwiczeniu najsłodszą pociechę; cierpi i boleje jeśli obowiązki zewnętrzne, odrywają choćby na chwilę jej myśl od Boga, i gdy tylko może, z całym zapałem i radością znów do Niego powraca. Z dniem każdym coraz żywiej odczuwa ile słodyczy i szczęścia daje nam myśl nieustanna o przedmiocie ukochanym, jeśli ten przedmiot jest tak nieskończenie piękny i jeśli serce znajduje w nim wszystko, co tylko zapragnąć zdoła.
Sposób ten stawiania się w obecności Boskiej, nie jest tak trudnym, jak to się nam wydaje; ponieważ temu kto kocha Boga, wszystko obecność jego zawsze przypomina. Wszystkie stworzenia mimo woli pamięć o Bogu nasuwać nam muszą; On bowiem dał im życie, On dał im istnienie. Widok pięknej natury tak w ogole jak i w najdrobniejszych jej szczegółach podziw i uwielbienie dla Boga obudzać powinien, i tem większą serca nasze zapalać miłością ku Niemu, na myśl, ze ten Bóg tak dobry stworzył to wszystko dla pożytku naszego, aby nam uprzyjemnić i ułatwić krótki czas pobytu naszego na ziemi; ktokolwiek choć trochę zastanawia się nad wszechpotęgą i dobrocią Bożą, musi z głębi serca zawołać: „Jeżeli miejsce wygnania mego jest tak piękne i urocze, że mimowoli serce moje przywiązuje do ziemi i w tych przedmiotach znikomych i krótkotrwałych upodobanie obudzą we mnie: o ileż piękniejszą być musi moja ojczyzna niebieska, gdzie przysługiwać mi będzie praw o oglądania i posiadania na wieki dobra nieskończonego, piękności odwiecznej a zawsze nowej i w istnieniu niewzruszonej!
Myśl ta przenikała zawsze serca świętych i wybranych Pańskich; wszystko, cokolwiek pięknego, wzniosłego lub dobrego spostrzegli na ziemi, zawsze myśli ich podnosiło do nieba. Zajmowanie się obecnością Boską, tak im się łatwem zdawało, że nie pojmowali nawet możliwości zajęcia czem innem umysłu swojego.
I jakimże sposobem doszli do tego stopnia doskonałości? Miłość ku Bogu była ich mistrzynią; ona to nieustannie myśl ich do Boga zwracała; ona ich skłaniała do szukania we wszystkiem Boga; i zmuszając się z początku siłą woli do ciągłego czuwania i wiernej pamięci na obecność Boską, w zrastali stopniowo coraz bardziej w miłości Bożej, aż wreszcie to ćwiczenie stało się ich zwyczajem, bez wszelkich usiłowań z ich strony, nieustannie im towarzyszyło i na koniec zamieniło się w nieodzowną i konieczną ich serca potrzebę.
Pamięć o obecności Bożej, jest nadzwyczaj łatwą dla tych, którzy przywykli żyć w skupieniu, którzy serce swoje trzymają na straży i którzy są poddani natchnieniom łaski.
Dla obudzenia myśli o Bogu, przedmioty zewnętrzne nie są nam niezbędnie potrzebne: znajdujemy je wszędzie w sobie i przy sobie. Jeżeli choć trochę zastanawiać się umiem, wystarcza mi najzupełniej to jedno pytanie: „Czego mój
umysł szuka i co poznać pragnie?” Wówczas odpowiem sobie, że chcę poznać prawdę; a prawdą najwyższą jest Bóg.
Tak samo gdy zapytuję serca mego: „Jakie jest jego najgorętsze pragnienie?” Najniezawodniej otrzymam odpowiedź, że pragnie jedynie szczęścia; a źródłem w szelkiego szczęścia jest także Bóg tylko.
Dla poznania zatem Boga, daleko prostszy i łatwiejszy jest sposób, idąc wprost za popędem rozumu i serca, w Nim samym nasz umysł zatapiać, a nie szukać Jego doskonałości za pomocą stworzeń. Weźmy na przykład ideę piękna, mądrości, dobroci, sprawiedliwości, potęgi, wieczności, i inne tym podobne przymioty, które rozum nasz, o ile zdolności jego na to pozwalają obejmuje i wytwarza sobie o nich pojęcia. Pojęcie raz wytworzone, pozostawia w wyobraźni naszej obraz niezatarty, na którym opieramy później wszystkie nasze rozumowania, mniemania i sądy i do którego musimy z konieczności odnosić wszystko, co nasz umysł, będący z natury rzeczy w nieustannym ruchu, spostrzega. Po głębszem zastanowieniu musimy przyznać, że to pojęcie nasze, ten sąd o wszystkiem, ta zdolność odróżniania złego od dobrego, nie mogły powstać same z siebie, że musiał i musi być jakiś pierwiastek, który umysł nasz ubogacił i do pojmowania wzniosłych rzeczy usposobił, a tym pierwiastkiem jest naturalnie Istota najwyższa, Bóg, który jest początkiem wszystkiego. Skoro zatem Bóg jest pierwiastkiem mego rozumu, jest tem samem jego władzcą i panem, a stąd wynika, że rozum mój, pojęcie, wyobraźnia, najściślej muszą być z Bogiem złączone, Bóg we mnie mieszka i jeśli się Mu nie opieram, kieruje i rządzi każdą myślą moją; a gdy czasem złe żądze i namiętności moje zacierają w mej pamięci obraz Boży, jest to wynikiem zepsutej natury, brakiem silnej wiary i brakiem miłości Bożej.
Jak umysł nasz, tak i serce tak samo może być ściśle i nierozdzielnie z Bogiem złączone; dowodem tego jest nieustanne pragnienie i ubieganie się za szczęściem, wszystkich istot tego świata; pragnienie to nigdy ich nie opuszcza, jest nienasycone i jest konieczną potrzebą ich życia. Treścią pragnienia jest naturalnie chęć posiadania upragnionego przedmiotu. Jeżeli Bóg jest rzeczywistem, istotnem i najwyższem szczęściem, co nie ulega wątpliwości: stąd wynika, że serce moje nie zdaje sobie nawet sprawy z tego; przez pociąg bezwiedny i wrodzony, tęskni za Bogiem nieustannie, pragnie Go posiąść i nierozdzielnie się z Nim połączyć. Ponieważ jednak to gorące pragnienie w niebie dopiero w całej pełni zadowolonem być może, w niebie też prawdziwe szczęście panuje; a ponieważ przeciwnie w piekle, nigdy zasyconem nie będzie, tęskniąc nieustannie za utraconym rajem; to nieugaszone pragnienie, stanowić będzie najwyższą karę i nieszczęście potępionych.
Rzecz naturalna zatem, że co jest samo z siebie koniecznym i bezpośrednim warunkiem mego szczęścia i przedmiotem moich pragnień, musi być nieustannie obecnem myśli i pamięci mojej; jeżeli tylko zła wola, lub brak skupienia i uwagi nie odwracają pragnień moich od ich rzeczywistego przedmiotu i nie każą mi szukać szczęścia z dala od Boga, to jest tam, gdzie go nigdy nie znajdę.
Tak to nieustannem a pilnem zwracaniem naszych myśli i serca ku Bogu, jako ku jedynemu i prawdziwemu przedmiotowi naszych pragnień, wprawiamy się w ćwiczenie pamięci na obecność Bożą, wzmacniamy i pomnażamy naszą miłość ku Bogu. Podług słów świętego Augustyna: „Bóg jest ściślej z nami złączony, niż najściślejsze nasze własne pojęcia i uczucia”; lub też: „Szukałem Cię o Boże, na zewnątrz w około, podczas gdy Ty właśnie wewnątrz mnie przebywasz!”
Ten to sposób miłości Bożej najsłodszy i najłatwiejszy, jest zarazem i najskuteczniejszy; bo myśl moją, umysł i serce trzyma w nieustannej łączności z Bogiem, i z wyjątkiem mojej własnej złej woli lub niedbalstwa, nic mi w tem ćwiczeniu przeszkodzić nie jest w stanie.
A ponieważ każde ćwiczenie wiernie i wytrwale przeprowadzane, doprowadza zawsze do olbrzymich rezultatów; tem bardziej to ćwiczenie w miłości Bożej, mające przedmiot tak doskonały, jakim jest Bóg, musi miłość naszą ku Bogu z każdą niemal chwilą wzniecać i rozpalać; czem bliżej Boga poznajemy, tem pragniemy coraz więcej poznawać Go, kochać i uwielbiać. Ciągła pamięć na obecność Bożą jest ćwiczeniem miłości, więc tem samem musi nieodzownie miłość naszą ku Bogu coraz bardziej pomnażać.
Gdy Bóg, któremu są znane najskrytsze tajniki serc naszych, widzi pragnienie duszy, szukającej nieustannej z Nim łączności; gdy ta dusza wszelkich możliwych starań dokłada, aby z własnej winy nigdy pamięci o Bogu nie stracić, gdy wyrzuca sobie najlżejsze pod tym względem dobrowolne roztargnienie i gdy się w tem spostrzeże, natychmiast znowu do Boga powraca; wówczas Bóg w nagrodę jej wierności, łask Swoich tej duszy przymnaża, ściślej się z nią łączy i niemal dotykalnie daje jej czuć obecność Swoją; tak dalece, że ta dusza nietylko za pomocą pamięci przedstawia sobie obecność Bożą, ale ją rzeczywiście odczuwa i znajduje w tem niezrównaną słodycz i pociechę. I tak stopniowo Bóg coraz więcej przypuszcza ją do poufałego i ścisłego ze Sobą stosunku, zbliża ją do Siebie i pozwala coraz gruntowniej badać i podziwiać doskonałości Swoje.
Gdyby ludzie pojąć i zrozumieć mogli, jak niepojętej wartości i ceny jest taki związek duszy z Bogiem, chętnie wszelkie możliwe ponieśliby ofiary, żeby tylko tego szczęścia dostąpić. Wszystko to, co czytamy w żywotach świętych, i co oni sami w tym przedmiocie mówili lub pisali, nie jest w stanie dać nam dokładnego obrazu bezgranicznego szczęścia, jakie było ich udziałem. Weźmy na przykład chwilę z życia świętego Bernarda, gdy opowiadał braciom swoim zakonnym o swoich widzeniach, o swym stosunku z Bogiem, o znakach, po których poznawał, że Bóg jest tuż przy nim lub też, że się oddalił. Albo te słowa świętego Augustyna: „Serce zimne i nieczułe nie zrozumie słów moich, lecz dajcie mi serce gorące i pełne miłości Bożej, a ono pojmie i odczuje słowa moje!”
Niektórzy utrzymują, że taka nieustanna pamięć o obecności Bożej, jest w prost niemożliwą. Jest to tylko złe zrozumienie rzeczy. Głównie zależy na tem, abyśmy starali się, o ile to w naszej mocy ukochać Boga, a wtedy samo z siebie wynika, że przedmiot naszej miłości, pokąd to uczucie jest czynnem i trwałem, musi być nieustannie sercu naszemu obecny; wówczas każda myśl nasza, akty modlitwy, czy dobre uczynki, są zarówno dowodami naszej miłości ku Bogu, jak i nieustannej o Nim pamięci. Czyż zatem jest to rzeczywiście rzeczą trudną i niewykonalną, stosownie do okoliczności, wszystkie myśli i czyny nasze zwracać ku Bogu, tem bardziej, że Bóg nam pod tym względem Swej łaski nie skąpi, i w miarę naszej wierności, coraz obficiej pomocy Swej udzielać nam będzie.
Jak serce nasze, tak i umysł zarówno, obecnością Bożą nieustannie może, i powinien być zajęty. Wszak w zwykłem, pospolitem życiu, jest to rzeczą najzupełniej naturalną, że wierna małżonka ciągle jest zajęta myślą o Swoim mężu, poczciwa matka o swem ukochanem dziecku, przyjaciel o przyjacielu. Czyż stąd wniosek, że ci ludzie już o niczem innem więcej myśleć nie są w stanie? Bynajmniej. Rozumieć tu tylko mamy, że z chwilą gdy ich umysł wolny, natychmiast myśl ich do ukochanego przedmiotu powraca, że tęsknią do tej chwili, w której znów będą mogli swobodnie rozmyślać o tem, co im jest tak miłe i pożądane. A zatem w taki to sposób, tylko o wiele wznioślejszy, bo wspierany łaską Bożą, której nam nie zabraknie nigdy, powinniśmy myśleć o Bogu, tem bardziej, że jest to naszym najpierwszym i najważniejszym obowiązkiem, że Bóg musi tak w sercu jak i w umyśle naszym najpierwsze miejsce zajmować, a stworzeniom należy się drugorzędne dopiero i to nie w znaczeniu oderwanem, lecz podporządkowanem naszej miłości ku Bogu.
Jeśli stosownie do stanu mego, według woli i przykazań Bożych, spełniam niektóre obowiązki i zajmuję się stworzeniami, w tej myśli aby się Bogu przypodobać i Jego wolę wypełnić; wtenczas ze spokojnem sumieniem mogę być pewnym, że myśl moja nie odrywa się od Boga, choćby nawet umysł mój, który nie jest w stanie bez znużenia zagłębiać się zbyt długo w poważnym przedmiocie, spoczął na chwilę, i w tym wypadku jeszcze wcale nie przerywam mego ćwiczenia nieustannej pamięci na obecność Bożą, jeżeli tylko w tych chwilach wytchnienia nie przekraczam granic przepisanych mi zasad i przykazań.
Co do próżnych i niepożytecznych myśli, jakie nawet podczas modlitwy nasuwają się wyobraźni naszej, lub też tych mimowolnych poruszeń serca, których źródłem są pewne obawy, przewidywania, niepokoje, a nawet uczucia miłości własnej, od których niestety nikt wolnym nie jest: jeżeli tylko walczymy z niemi i o ile w mocy naszej staramy się je odsuwać,— nie pozbawiają nas wcale obecności Bożej, lecz przeciwnie, gdy to nas upokarza i gdy cierpliwie znosimy natręctw o tych myśli, w ów czas stają się one dla nas aktem cnoty. Gdybyśmy się jednak sami dobrowolnie narażali na podobne upadki, przez swawolę umysłu i brak umartwienia serca, w tedy obowiązkiem byłoby naszym zwalczać zło w zasadzie i całą siłą starać się usuwać te przeszkody, które nas od obecności Boskiej odrywają. Święci wychodzili zawsze z tych walk zwycięsko, i my idąc ich śladem, przy wytrwałości i odwadze odniesiemy zwycięstwo. Lecz powtarzam, przede wszystkiem trzeba mieć gorące pragnienie i szczerą wolę względem miłości Bożej i udoskonalenia własnej duszy. Bez tego silnego postanowienia, wszystkie przytoczone powody skłaniające nas do miłości Bożej, słabe i przemijające tylko wywołają wrażenie; do czynu zabraknie nam odwagi i siły, a tem samem bez pracy i bez starań z naszej strony, nigdy doskonałości osięgnąć nie zdołamy!
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.
Skomentuj