O korzyściach z ćwiczenia się w mi­łości Bożej (2) -O drodze miłości.


I.

Miłość nie zna innej bojaźni nad tę je­dyną, czysto synowską, bojaźń zasmucenia i niepodobania się najlepszemu Ojcu; temu niebieskiemu Ojcu, którego ukochała nad wszystko. Ta bojaźń wypływająca z miłości, jest zupełnie odmienną od tej, którą nam dyktuje kara i sprawiedliwość Boska. Ona to o poczuciu nadzwyczaj delikatnym, stara się unikać najlżejszych dobrowolnych uchybień, najmniejszych błędów, najdrobniejszego oporu, lub niewierności łasce świętej. Nie ścieśnia i nie oziębia serca, lecz przeciwnie rozszerza je i rozgrzewa. Nie sprawia niepokoju, nie wywołuje postrachu; a jeśli przypad­kiem błąd jaki dostrzeże, przez żal ser­deczny i szczery, na powrót duszę słodko i spokojnie do Boga sprowadza; stara się jak najprędzej ten błąd naprawić i nagro­dzić Bogu to niezadowolenie, którego była powodem przez niewierność swoją, i dalej trwa w niezamąconym pokoju i ufności w miłosierdziu Bożym.

Miłość oczyszcza nadzieję z osobistych widoków, w jakie łatwo wpada samolu­bny umysł ludzki. Dusza pod wpływem miłości, nie jest zdolna i nie potrafi wcho­dzić z Bogiem w jakiekolwiek rachunki i układy, lub spełniać dobre czyny w tym celu aby jak najwięcej zebrać zasług; a właśnie ta bezinteresowność tak się Bogu podoba, że w dwójnasób taką duszę w przyszłości nagrodzi. Staraniem tej duszy jest, nie myśleć o tym co już dla Boga zrobiła, bo zresztą wszystko w jej oczach niedoskonałym się wydaje i pra­gnie coraz więcej czynić i dawać coraz więcej dowodów miłości swojej. W niczym własnej nie widzi i nie szuka chwa­ły wszystko do Boga odnosi i wszystko wyłącznie na łasce Bożej opiera!

Miłość bez wątpienia tęskni za szczęściem wiecznym i każdej chwili myślą swoją ku nie­mu się wyrywa; lecz pobudką tego pragnie­nia nie jest tyle chęć nagrody, jak raczej gorące życzenie złączenia się z Bogiem i uzyskania tej pewności, że już ją nic nigdy od miłości Bożej odłączyć nie mo­że. W tym wszystkim słodszą jest dla niej myśl, że wypełnia wolę Bożą i że o ile to w jej mocy, przyczynia się do Bożej chwały: jak jakikolwiek jej własny, osobisty interes, który dla niej podrzędne miejsce zajmuje.

Miłość wypływająca z najczystszych nawet pobudek, wcale nie wyklucza na­dziei i nie mogłaby istnieć bez niej, jak długo na tym tu świecie żyjemy. Jakżeż dusza kochająca Boga nie miałaby z utę­sknieniem wyglądać tej chwili, w której wolno jej będzie z tym Bogiem połączyć się na wieki? a co w niebie dopiero nastąpić może! Owszem, możemy to twier­dzić, nawet na podstawie naszej wiary świętej, że im wyższą jest miłość, tym samem i pragnienie nasze gorętszym i na­dzieja silniejszą być musi; do tej dosko­nałości miłość nasza ku Bogu dą­żyć powinna, aby spełnienie woli Bożej stawiała wyżej nad własne szczęście i gotowa była w danym razie to wieczne szczęście swoje nawet Bogu poświęcić, gdyby Bóg zażądał od niej tej ofiary.

Przypuszczenie powyższe niechaj ni­komu nie wydaje się czczym urojeniem, pod pozorem, że w rzeczywistości jest to rzeczą absolutnie niemożliwą aby Pan Bóg istotnie zażądał kiedykolwiek od ja­kiej duszy ofiary z jej szczęścia wiecznego. I przyznać trzeba, że Bóg w rze­czy samej nie chciał, aby Abraham poświęcił Mu na ofiarę własne swoje dzie­cko; a przecież wymagał od niego tego dowodu zupełnego poddania się Jego woli świętej; Abraham nie wahał się złożyć Panu tę najwyższą ofiarę swego  posłuszeństwa i miłości, i był najzupeł­niej zdecydowany ją wykonać. (…)

W każdym razie jest to rzeczą dowiedzioną, że dla wszystkich mieszkań­ców nieba, wola i upodobanie Boże sto­kroć jest milszym od ich własnego szczę­ścia. Ponieważ jednak tego stanu dosko­nałości nie zdobywa się w niebie, musi­my zatem, współdziałając wiernie z ła­ską Bożą, pozyskać go albo w tym życiu jeszcze lub też w przyszłym ogień czyśćcowy duszę naszą oczyści i uwolni od wszelkiej skazy miłości własnej.

Czy zatem możemy choćby chwilę jedną wahać się nad wyborem? A choćby droga miłości Bożej, tę jedną tylko przedsta­wiała nam korzyść, że nas uwolni od kar czyścowych, albo też je skróci, już to samo byłoby dostatecznym powodem, abyśmy o ile to w naszej mocy, praco­wali pilnie nad zgładzeniem wszelkich poruszeń miłości własnej.

Niektórzy mogliby nam zarzucić, że to jest absolutnym niepodobieństwem, jak długo żyjemy na świecie, doprowadzić do tego stopnia zupełnej bezinteresowności naszą miłość ku Bogu. Odpowiemy jednak, że możliwość pod tym względem wcale wykluczoną nie jest: a najlepszym tego dowodem, że Bóg darząc nas w tym życiu obfitością łask Swoich, najwyraź­niej wskazuje, że Jego zamiarem jest abyśmy starali się utrzymywać dusze nasze w takiej doskonałości, żebyśmy wcale nie potrzebowali przechodzić przez czyściec do nieba. Drugim dowodem tej możliwości są słowa modlitwy Pańskiej, której nas Sam Chrystus Pan nauczył: a w któ­rych nam nakazuje prosić Boga Ojca, aby wola Jego spełniała się na ziemi, tak jak i w niebie; co znaczy: abyśmy tę wolę Bożą wypełniali jeszcze za życia równie doskonale, jak ją spełniają święci i anio­łowie w niebie.

Na pytanie, co robić aby ten szczyt doskonałości osiągnąć, tę jedną tylko znamy odpowiedź: Postanówmy bez zwło­ki ukochać Boga z całego serca, z całego rozumu i ze wszystkich sił naszych! Ponieważ jednak niewiele jest dusz na święcie, które chciałyby szczerze i serdecznie w ten sposób Boga ukochać i wcale nie dokładają do tego starań; Bóg zmuszony jest większą liczbę swoich wybranych, stosownie do ich stopnia miłości, dłużej lub krócej zatrzymywać w czyśćcu.

 

II.

Służyć Bogu jedynie z pobudek miło­ści, jest to także najprostsza i najłatwiej­sza droga do udoskonalenia się, ponie­waż mieści w sobie zarazem i wszystkie inne pobudki w jak najwyższym stopniu.
Jeżeli kocham Boga, to tym samem duszę moją przenika również bojaźń najszczyt­niejsza i najszlachetniejsza, jaką stworze­nie odczuć może: bojaźń w uczuciu słod­ka i bardzo skuteczna w zasadzie; bo jakkolwiek w niektórych okolicznościach, z natchnienia Ducha św. nie wyklucza myśli o strasznym sądzie Bożym, zazwy­czaj jednak polega wyłącznie na nieustannym czuwaniu, aby w niczym nigdy nie obrazić Boga, najlepszego naszego Ojca.

 

Jeżeli kocham Boga, wierzę Jego obietnicom i najzupełniejszą mam ufność w nieprzebranym miłosierdziu Jego, na którem też opieram całą moją nadzieję, tak w tym jak i w przyszłym życiu.
Wreszcie jeżeli kocham Boga, nie potrze­buję czynić starań w celu nabycia każdej z cnót z osobna : ćwicząc się w miłości, tym samem nabywam ćwiczenia i we wszystkich innych cnotach i to bez po­równania w wyższym i doskonalszym stopniu, niż gdybym w każdej z tych cnót osobno się ćwiczył. Dla lepszego zrozumienia rzeczy, wypada tu nadmie­nić, że ćwiczenie się w miłości nie zwalnia nas bynajmniej z obowiązku i chęci nabywania również i cnót innych; lecz że miłość jest najgłówniejszą, czyli matką cnót wszystkich, stąd wynika, że kto się ćwiczy w miłości, musi tym samem nie­odzownie i inne cnoty nabywać. Podług słów świętego Pawła: „Prawo Boże wy­pełnia miłość”; i inną jeszcze pochwałę miłości tenże święty daje, utrzymując, że ona jest królową cnót wszystkich, które postępują za nią w orszaku.

Miłość zwalnia mnie od tych niezli­czonych, rozmaitych ćwiczeń i praktyk, którymi zamęczają się niektóre dusze, przerzucające się nieustannie przez zbytnią gorliwość lub niesmak z jednej cnoty w drugą; a co nie przyczynia się wcale do ich postępu na drodze doskonałości, lecz przeciwnie ów postęp raczej wstrzymuje, w zbudzając w duszy nieustanny niepokój i zamieszanie.

Kto kocha, ten trzyma się stale jednego systemu, to jest współpracowania wiernie z natchnieniem łaski, poddając jej wpływowi wszelkie myśli, uczucia i uczynki swojej w każ­dym czasie, w każdym miejscu i w każdym położeniu, w ucisku, czy w radości, w smutku, czy w powodzeniu, miłość prawdziwa nie podlega zmianie i zawsze gotowa wszystko poświęcić dla Boga!

Dla dusz pragnących doskonałości chrześcijańskiej, droga miłości jest zatem najprostsza i najłatwiejszai samo z siebie wypływa, że każda praktyka religijna, każde pobożne ćwiczenie, jakie spotyka­my w dziełach duchownych, jak na przykład: akty żalu za grzechy, dobrego postanowienia, ofiarowania się Bogu, lub też akty dziękczynne: wszystkie zawsze mu­szą mieć cechę gorącej miłości ku Bogu.
Miłość z prostotą złączona, zbliża czło­wieka do stanu dusz błogosławionych w niebie, których największą rozkoszą jest chwalić, wielbić i nieustannie kochać Boga: z tą tylko różnicą, że święci są oddani wyłącznie miłości, podczas gdy my, nie widząc i nie posiadając jeszcze Boga, oprócz miłości, pokładamy w Nim jeszcze wiarę i nadzieję naszą. Miłość podnosi duszę, że się tak wyrazić ośmie­limy, do stanu niemal Boskiego, o ile zdolną jest do tego słaba ludzka natura; Bóg jest sam ą miłością i miłością żyje, otóż i my stosownie do stopnia naszej ku Niemu miłości, w Nim żyjemy i prze­mieniamy się w Niego.

 

III.

Wiele słodyczy i pociechy w życiu znajdują te dusze, które służą Bogu na drodze miłości. Serce stworzone do kochania odgrywa tu największą rolę: wszystkie namiętności i źle skierowane uczucia ludzkie, które są powodem tylu łez i nieszczęść na świecie, źródło swe w sercu mają; jeśli zatem serce całkowi­cie zwrócimy ku Bogu, rzecz naturalna, że to serce Bóg opanuje i przepełni słodyczą Swoją.

Miłość skłania powoli ale skutecznie, pragnienia i wolę naszą do woli Bożej; w prawdzie czasem i ta miłość działa gwałtownie, odrywając jednej chwili zbolałe serce od tego wszystkiego, co sta­wiało przeszkodę działaniu łaski, siłą pio­runu niszcząc i niwecząc wszelkie zapo­ry, jakie miłość własna bezwiednie czę­stokroć ku swej własnej zgubie kładzie.
W pierwszej chwili podobna gwałtowność łamie duszę, niby prąd rozhukanej fali, zdaje się nam, że to próba ponad nasze siły; lecz gdy pierwsza walka przeminie, słodycz miłości Bożej w całej pełni od­czuwamy i nie zamienilibyśmy jej z ża­dne skarby świata!

Drugą zaletą miłości jest ów spokój, owa cisza wewnętrzna, w której dusza oderwana od wszelkich stworzeń, o ile to możliwe przy słabej naturze ludzkiej, w tym życiu jeszcze nieustannie w Bogu spoczywa; tej korzyści i tego szczęścia żadna z cnót innych dać nam nie może.
„Bojaźni„, jak święty Jan naucza: „cier­pienie i boleść nieustannie towarzyszą”. Nadzieja, jakkolwiek napełnia pociechą serca nasze, zawsze pewien niepokój obudzą. Jedna miłość tylko wolna od utrapień bojaźni, usuwa zarazem wszelkie niepokoje duszy, nad którymi nadzieja sama przez się zapanować nie jest w stanie. Miłość napełnia serce świętą rado­ścią, którą święty Paweł nazywa, że w połączeniu z miłością są owocami na­tchnienia Ducha św. Radość ta jest czysta, niewzruszona, nadziemskim szczęś­ciem rozjaśnia oblicze, a napełniając ser­ce wieczną pogodą, jest przedsmakiem tej radości, jaka jest udziałem świętych w niebie.

Miłość, jak już wyżej powiedzieliśmy, utrzymuje duszę w nieustannym spokoju, a ten spokój, tenże sam Apostoł, także obok radości, do darów Ducha św. zali­cza. Kto kocha, ten nigdy nie poddaje się uczuciom niepokoju i trwogi.

Niepo­kój duszy z trzech źródeł wypływa, a tymi są: złe sumienie, miłość własna, lub też pokusy szatańskie. Miłość Boża za­wsze sumienie w dobrym utrzymuje sta­nie: miłość własną stara się na każdym pokonywać kroku, a wszelkie pokusy i podszepty ducha ciemności odrzuca z po­gardą, walczy z nimi i wychodzi z nich zwycięsko. Bóg jest źródłem pokoju, a że do Boga tylko drogą miłości trafić można, w niej zatem jedynie znaleźć mo­żemy ten pokój, „który wszelkie przecho­dzi pojęcie i którego świat dać nam nie może!“

Droga miłości jest najłatwiejsza, pomimo rozlicznych przeszkód, jakie nam przedstawia. Przeszkody te stawiamy so­bie sami, wskutek zepsutej natury naszej, którą z gruntu naprawić i oczyścić może jedynie albo miłość Boża, lub też ogień czyścowy. Jeżeli czujemy się na siłach, do wykonywania cnót chrześcijańskich z zapomnieniem o sobie, znakiem to jest, że w nas Duch święty działa. Miłość w ogóle jest szlachetna, silna, przedsiębiorcza i odważna: nic ją nie zraża i każ­dej chwili gotowa do największych po­święceń i ofiar, jeśli dobro ukochanego przedmiotu tego wymaga, lub gdy pra­gnie mu się przypodobać. Jeżeli miłość czysto naturalna, lub też pochodząca z pobudek zmysłowych, czyni człowieka zdolnym do największych wysiłków i ofiar: o ileż wyższą, czystszą i w objawach skuteczniejszą powinna być miłość nadnaturalna, której przedmiotem jest Sam Bóg i którą On Sam w sercach naszych zapala, łaską Swoją wszechmocną wspie­ra i ożywia tak licznymi i ważnymi ze względu na własne dobro nasze — pobud­kami!

Najszczytniejszą pobudką w każdym czynie i w każdym życia wypadku, jest zawsze miłość: obawa lub osobisty inte­res, nie są w stanie obudzić w nas tego zapału, chęci i odwagi. Miłość zamyka oczy na wszelkie nasuwające się jej przeszkody lub trudności, nie zważa na nie, lub też stara się  je usuwać; zwycięża wstręty i nawet największe niebezpie­czeństwa zrazić jej nie zdołają; owszem, z całym zapałem i radością wyzywa je do walki i z zupełnym zapomnieniem o sobie do wszelkich ofiar gotowa, na każde wezwanie, a choćby tylko domyślne życzenia ukochanego przedmiotu!
„Miłość” — mówi święty Augustyn — „nie czuje ciężaru, a jeśli go uczuje, przez żar miłości lekkim się on jej staje!„—ponie­waż ten kto kocha, nigdy się tak szczę­śliwym nie czuje, jak gdy może cierpieć wielkie trudy i ofiary ponosić dla przedmiotu swojej miłości. Na koniec miłość odważa się na wszystko, i rzeczywiście nic dla niej niema trudnego!

 

O Boże mój! Gdy sięgnę pamięcią do najmłodszych lat mego życia, przyznać muszę, że kochałem, ale niestety! nie Cie­bie, a przynajmniej nie w tym stopniu, jak powinienem był Cię ukochać; z własnego doświadczenia lat ubiegłych przekonałem się, że pod wpływem miłości, z roz­koszą i chętnie spełniamy to wszystko, co w przeciwnym razie, jedynie tylko z poczucia obowiązku, trudnym a nawet niemożliwym dla nas byłoby. Czemuż więc miałbym się trwożyć? czemuż nie miał­bym z całą gotowością odpowiedzieć Twemu świętemu wezwaniu, w którem żądasz, abym względem Ciebie dał do­wody bezinteresownej miłości?!

Czyż nędzne stworzenie miałoby mieć przewa­gę nad moim sercem wobec Ciebie, Bo­ga mojego i największego mojego dobra!
Czyż Ty o Panie, który jesteś źródłem wszelkiej doskonałości, miałbyś mieć mniej zasług i mniej dla mnie powabu i w pragnieniu przypodobania się Tobie, miałbym mniejsze znajdować zadowole­nie, jak w chęci dogodzenia stworzeniom?! A ponieważ w nieskończonej dobroci Swojej pozwalasz, abym i własne szczęście moje w miłości Twojej widział, gdzież zatem skuteczniej i pewniej szu­kać mam tego szczęścia, jeśli nie w Tobie?…

 

https://atomic-temporary-160379284.wpcomstaging.com/2022/03/28/o-korzysciach-z-cwiczenia-sie-w-milosci-bozej-1-o-drodze-bojazni-i-drodze-nadziei/


Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.

 

WESPRZYJ NAS

Jeśli podobają się Państwu treści które publikujemy i uważacie, że powinny docierać do większej ilości odbiorców, prosimy o wsparcie rozwoju naszej strony.
Wybraną kwotą:

10,00 PLN
50,00 PLN
100,00 PLN

Lub inną dowolną:

PLN

Dziękujemy

WSPIERAM

ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Create a website or blog at WordPress.com

%d blogerów lubi to: