O przykazaniu miłości Bożej – „Będziesz kochał Pana i Boga twego nade wszystko”.


O przykazaniu miłości Bożej cz.1

„Będziesz kochał Pana i Boga twego nade wszystko”.

 

I.

Święty Augustyn słusznie się dziwi, że człowiek potrzebował wyraźnego przykazania miłości Bożej; jak gdyby to pra­wo w naturze ludzkiej i na dnie serca ludzkiego samo przez się wyrytem nie było. Dziwi się, że trzeba było aż groź­by kary piekielnej dla tych, którzy by Bo­ga kochać nie chcieli: jak gdyby brak miłości Bożej nie był już i tak dostateczną a nawet największą karą, jaka człowieka spotkać może. Nic dziwnego, że po­dobne uczucia przejmowały duszę tego świętego, który tak gorąco Pana Boga ukochał.

Niestety jednak, od chwili, w której grzech skaził naturę naszą, przy­kazanie to i ta groźba stały się koniecznemi i to właśnie głęboko upokorzyć nas powinno, bo to daje nam miarę jak da­lece po grzechu pierworodnym natura na­sza skażoną została, ta natura przed upadkiem tak czysta i szlachetna, uzdol­niona w całej pełni do ukochania Boga i do ześrodkowania w Nim wszystkich swoich uczuć.

Szczyt upokorzenia a tem samem i nędzy naszej, widzieć musimy, iż pomimo tego przykazania i tak strasznej groźby, albo Boga słabo, lub też i wcale nie kochamy; albo wreszcie ta miłość nasza ku Bogu którą w sercach wzniecić pragniemy, tyle nam przedstawia trudności i walki; natomiast do stworzeń, do rzeczy znikomych, tak łatwo, nieraz do szaleństwa nawet się przywiązujemy. Zawstydźmy się i upokorzmy, i w tem uczuciu najgłębszej pokory, przystąpmy do rozważania wstępnych słów tej naszej medytacji.

 

 

Zastanówmy się najpierw nad zna­czeniem tego, co Chrystus Pan powiedział: że

to przykazanie miłości jest najpierwszem i największem ze wszystkich przykazań„.

 

Jest NAJPIERWSZEM; – nie było i być nie mogło przed niem innego; z porządku rzeczy wypływa, że musi stać na czele wszystkich innych i że na niem cała nauka Kościoła św. się opiera.

Jest zarazem NAJWIĘKSZEM, ze względu na przedmiot który obejmuje, to jest, że się odnosi wprost do Samego Boga, w stosunku do nas, istot nędznych i niedoskonałych; jest największem, bo mieści w sobie całą potęgę najszlachetniejszych uczuć, miłości ku Bogubo objętość jego nie ma granic, ono jest źródłem wszyst­kiego, i do niego wszystko odnosić się musi; na niem polega chwała Boża i szczyt szczęścia ludzkiego w wieczności, jest największem w reszcie, z powodu nie­zmiernej ścisłości i wierności z jaką obowiązani jesteśmy go wykonywać, a od czego żadne stworzenie nigdy zwolnionem być nie może, z powodu kary, jaką przekroczenie tegoż ściąga na ludzi: to jest przekleństw a Bożego, a tem samem największego nieszczęścia, jakie człowie­ka spotkać może, a które spada na głowę winowajcy tej samej chwili, w której on się odważa łamać to przykazanie; i choć on sam, nie jest w stanie pojąć całej doniosłości i znaczenia swego nieszczęścia, z chwilą w której staje się nieprzyjacie­lem Boga, jest zarazem i swoim własnym największym nieprzyjacielem .

Kochać będziesz

I jakąż to miłością?  Nie tem uczuciem filozoficznem, pochodzącem z rozumu ludzkiego, które hipokryci, fałszywi mędrcy, nieprzyjaciele Kościoła chcieli zaszczepić w chrześcijaństwie przez swą przewrotność i wbrew obja­wionej prawdzie; ale miłością nadnatural­ną, przez Ducha św. natchnioną; miłością, którą łatwo rozpoznamy, że nie z nas samych, ale od Boga pochodzi, i taka też tylko jako największy dar Boży, prawdziwą Bogu chwałę przynieść może; uczucie takie polegające na najgłębszej pokorze, nigdy nas w pychę nie w zbije, lecz przeciwnie, odkrywając przed nami coraz jaśniej doskonałość Boga a nieudol­ność naszą, coraz bardziej też w pokorze utwierdzać nas będzie.

Przeznaczenie nasze w wieczności jest oparte na nad­naturalnej łasce; powołani jesteśmy do oglądania Boga „twarzą w twarz“, do dzielenia z Nim Jego szczęścia w niebie. Trzeba zatem aby i miłość nasza, która jest głównym i koniecznym środkiem do osiągnienia tego celu, pochodziła także z nadnaturalnych pobudek.

 

„Kochać będziesz” nade wszystko, nad wszelkie stworzenia, i nad siebie same­go. Miłość nasza ku Bogu musi prze­wyższać wszelkie inne uczucia o tyle, o ile Bóg nad wszystkiem góruje i wszyst­ko przewyższa. Powinniśmy być gotowi, gdyby tego była potrzeba, poświęcić Mu wszystko, i raczej umrzeć niż Go obrazić.

Grzech najmniejszy, ze wzglę­du, że się Bogu nie podoba, powinien nas trwogą i wstrętem przejmować i przedstawiać nam stokroć większe zło, od innego rodzaju nieszczęść. Najgorętszem pragnieniem naszem, bez względu na uboczne cele, powinna być chęć podobania się Panu Bogu, choćby to po­ciągało za sobą jak największe z naszej strony ofiary; i nad wszelkie zaszczyty i godności tego świata, powinniśmy tę chęć przypodobania się Panu Bogu przekładać; szanując nietylko wyraźną  wolę Bożą i widząc w niej niezłomne prawo i podstawę naszego życia: ale co więcej, pragnąć i dążyć winniśmy do te­go, by spełnić wiernie i najmniejsze nawet Boskie życzenie, depcząc w tym ce­lu bez wahania wszelki wzgląd ludzki, wszelkie groźby i obietnice, a mężnie wszelkie zwyciężając przeszkody.

Kochać będziesz” miłością pokorną i poddaną;

wielbiąc z radosnem w sercu uczuciem niezrównane przymioty Boskie, winszując Bogu, że jest tak nieskończenie doskonałym i ciesząc się radością niebiańską z tej zależności, z tego pod­dania się istocie najwyższej, i w tem poddaniu, widząc stokroć wyższe szczęś­cie, niż w posiadaniu świata całego.

Kochać będziesz” miłością serdeczną,

wylaną; a nie mogąc życzyć Bogu żadne­go dobra, ponieważ On sam ze względu Swej natury jest uosobieniem wszelkiego dobra, pragnąć będziesz aby wszystkie stworzenia oddawały Mu tę cześć i uwielbienie, jakich On od nich wymaga i jakie Mu się słusznie należą. Będziesz o tę cześć Boską gorliwym, i o ile to w two­jej mocy, wszelkich możliwych użyjesz sposobów, aby Mu tej chwały przyspo­rzyć, przynajmniej pragnieniem i modlitwą.

Największą radość w sercu twojem obudzą wieści, że cześć Boska szerzy się u narodów niewiernych; cieszyć cię będzie rozkrzewianie wiary św., powodzenie religii i Kościoła; natomiast wszelkie zbrod­nie, występki, grzechy i bezbożności, ja­kie świat przepełniają, przejmą duszę twoją głęboką boleścią; na wzór Dawida króla, „usychać będziesz z gorliwości, omdlewać na myśl o grzesznikach, któ­rzy depczą prawo Boże“.

Kto podobnych uczuć nie doświadcza, ten nie pojmuje gruntownie miłości Bożej i nie kocha Boga tak, jak powinien.

 

Kochasz będziesz” miłością czynną,

nie zadawalniając się wyłącznie słowami i uczuciami, któreby nas łatwo na fałszy­wą sprowadziły drogę, gdybyśmy na nich polegali tylko; miłość własna i nieprzyja­ciel naszego zbawienia, oszukać nas mogą, Bóg jednak omylić się nie da; uczucia nasze o tyle są szczere o ile są oparte na dobrych uczynkach.

Kochać będziesz’’ zawsze, bez przer­wy,

bez względu na własne usposobienia i zachcianki; a okazywać tę miłość Bogu masz obowiązek tak często, jak tylko to uczynić zdołasz: życie danem ci zostało w tym jedynie celu, i każda chwila, w której z własnej winy sprzeciwiłeś się miłości Bożej i oddaliłeś się od niej, jest bezpowrotnie straconą, tak dla Boga jak dla ciebie, jeśli nie starasz się natychmiast tę niewierność nagrodzić i znów łaskę Bożą odzyskać.

Starać się będziesz tę miłość Bożą z dniem każdym pomnażać, kierując ku niej wszystkie wypadki życia twego, wszystkie twoje prace, uczynki i cierpienia, a nawet wszystkie, które do twej wiadomości przyjdą, obojętne zda­rzenia w świecie: stosując się wiernie do tych słów św. Pawła, że: „Miłującym Bo­ga, wszystko pomaga do dobrego„. Żałować będziesz, że tak późno dopiero ukochałeś Boga; i z głębi serca ze świętym Augustynem powtórzysz: „Piękności dawna, a zawsze nowa, jak­żeż późno zacząłem Cię kochać!”

Na koniec, w upokorzeniu ducha wyrzucać sobie będziesz tę miłość tak nędzną i sła­bą, łącząc ją nieustannie z miłością anio­łów, świętych w niebie i dusz błogosławionych na ziemi, a przede wszystkiem z miłością Najśw. Panny i Pana naszego Jezusa Chrystusa: i stosownie do udzielo­nego nam prawa, tę miłość Zbawiciela naszego ofiarujesz Bogu, jako jedynie godną Jego niepojętej doskonałości.

 

II. 

„Kochać będziesz Pana“

Pana w całem słowa tego znaczeniu, któremu ten tytuł ze wszechmiar się należy; Pana, wobec którego wszyscy władzcy świata są marnym pyłkiem ziemi, przed którym korzyć się powinni w swojej nędzy i nicości, który dzierży w Swem ręku wszelkie władze i dostojeństwa i udziela je stworzeniom według Swej woli i upodobania w tym celu, aby ich używali w jego Imieniu i dla Jego wyłącznie chwały: On to jest tym Panem, tą Istotą najwyższą, doskonały Sam w sobie i tylko przez Siebie, nieskończenie dobry łaskawy i miłosierny!

Nędzne stworzenia, przed potęgą i ma­jestatem wszechmocnego Pana, powinniśmy drżeć raczej z przerażenia i trwogi On jednak rozkazuje: byśmy Go kochali, byśmy do Niego przemawiali z ufnością, z pewnym rodzajem serdecznej poufałości, równa się niemal z nami, i przez związek gorącego wzajemnego uczucia przypuszcza  nas do wszystkich praw Swoich, i wszystkie Swe bogactwa i skarby pragnie podzielić z nami w wieczności. On nas tak ukochał i tak pragnie dobra naszego, jakby ono było jedynym warunkiem Jego własnego szczęścia.

Zniża się ku nam, tysiącznych używa sposobów, aby w sercach naszych obudzić miłość ku Sobie, podnieść nas z nędzy i upadku i na wieki ze Sobą połączyć.

Cóż to za dobroć niezrównana!.. Jakaż to trudna do pojęcia dobrotliwość i łaska!..

Ukrywa przed nami Swój majestat, bo nie chce wzbudzać w nas trwogi służalczej i niewolniczej, ale wymaga byśmy lękali się grzechu dla Jego miłości, jak dobre dziecko, względem ukochanego ojca.

Uczucia naszej czci i uwielbienia są Mu stokroć milsze, gdy je nam serce a nie prawo dyktuje. On nas miłością Swoją uprzedził i domaga się tylko odwzajemnienia tego uczucia, którego nam tak liczne i niepojęte dawał i daje dowody, i to już jest z Jego strony nowym dowodem łaski i największego dobrodziejstwa, że tak wytrwale i cier­pliwie domaga się i szuka serc naszych.

Wszak ta miłość nasza najzupełniej w niczem do szczęścia Jego przyczynie się nie może : a my natomiast tracimy wszystko, gdy się oddalamy od Niego.

Kochać zatem będziesz Pana twego„,  bo wiele, bardzo wiele powodów zmusza cię do tej miłości;

w tem uczuciu widzieć  powinieneś, twój najpierwszy, najświętszy i najdroższy obowiązek i całe szczęście twoje, tak w tem życiu, jak i w wieczności; a czując najwyższą nagrodę i zapłatę w tem właśnie uczuciu gorącego przy­wiązania, będziesz mógł w raz ze świętym Bernardem powtórzyć: „Kocham bo kocham; kocham, w nadziei kochania!”

 

 

III.

„Kochać będziesz Pana i Boga Two­jego”.

Co to znaczy twego Boga?… Boga, który jest twojem dobrem , twojem jedynem i najwyższem dobrem . On cię stwo­rzył, abyś Go posiadać mógł; On się Sam tobie oddaje; On chce i wymaga aby był z tobą ściślej i niepodzielniej złączony, od wszystkich rzeczy tego świata.

Jeśli go kochasz, jakkolwiek potężny i niepoję­ty, całkowicie należy On do ciebie, i coraz ściślej i więcej należeć będzie, w miarę wzrastania twej miłości ku Niemu. Zasto­suj kiedykolwiek całą potęgę twojej wia­ry, nadziei i miłości do tego jednego tyl­ko słowa, „mój Boże!!„, które jest tak krótkie a w którem przecież mieści się wszystko.

Ach! Panie! Ty jesteś Bogiem moim z porządku natury; Tyś mnie stworzył, i jako dzieło rąk Twoich i teraz jeszcze utrzymujesz każdej chwili mego życia.  Twoja wszechpotężna wola, która mnie z nicości wyprowadziła, czuwa nieustan­nie nade mną, abym na powrót przez nędzę moją, w tę nicość nie zapadł. Z Twojej to szczodrobliwości jedynie, otrzymałem potrzebne mi do życia wszelkie dobra doczesne i nadal od Ciebie tylko spo­dziewać się mogę tego wszystkiego co uznasz, że mi jest do końca życia niezbędnem. Do pozyskania i utrzymania tych dóbr doczesnych, przyczyniłem się w prawdzie własną pracą, przemysłem talentami; cóżby jednak moja praca zna­czyła, gdyby mnie Twoja Opatrzność nie była wspierała?!

Lecz coż za znaczenie mieć mogą, choćby i największe skarby tego świata, w porównaniu z Tobą, o mój Boże, który jesteś ich Stwórcą i Panem, w tym celu jedynie, abyś mnie za ich pomocą zbliżył do Siebie. Świat ten zni­komy; wszelkie dobra jego wraz z nim przeminąć muszą; ale Ty trwać będziesz wiecznie, a jeżeli Ciebie, niewysłowione szczęście moje, uda mi się pozyskać, czyż mógłbym w takim razie za czemkolwiem przemijającem i nietrwałem tę­sknić? ja, nędzne stworzenie, marny pyłek ziemi, nie mam prawa powiedzieć: „Mój świat”; ale za to wolno mi każdej chwili z głębi serca zawołać: „Mój Bóg” i to uczucie, to przekonanie, czyni mnie sto­kroć bogatszym, niż gdyby tysiące światów, wraz z całą wszechpotężną naturą należały do mnie!

Prócz porządku natury, jesteś zarazem Bogiem moim z nieporównanie wyższych powodów, to jest z porządku łaski; a to dlatego, że ta łaska wywyższa mnie nad wszelkie pojęcie i wcale konieczną nie była do zwykłych warunków mego istnienia, a zawdzięczam ją jedynie bezgra­nicznej dobroci Twojej.
Przed upadkiem pierwszych rodziców, postawiłeś mnie najpierw w ich osobie w stanie tak doskonałym, o jakim myśl i wyobraźnia moja nie może nawet stworzyć sobie pojęcia; łaska to była nie­zmierna, ponieważ uniemożliwiała i odda­lała mnie od wszelkiego zła i wszelkich cierpień!
Gdy straciłem później tę łaskę przez grzech pierworodny, podniosłeś mnie niemal do doskonalszego jeszcze stanu, przyjmując w Osobie Swego jednorodzonego Syna, za dziecko Swoje. W sta­nie tym nie szczędzisz mi pomocy, ale nieustannie wspierasz i prowadzisz do ostatecznego celu.

Gdy obraziwszy Cie­bie, ze skruchą w sercu wyznaję mą winę i pragnę do Ciebie powrócić, wówczas przebaczasz mi zawsze; a nawet Sam pierwszy wzywasz mnie do powrotu, i otwierasz mi miłościwie Swe ojcowskie ramiona.
Ileż zatem słusznych i koniecznych skłania mnie do tego powodów, abym ukocha! Tego bez miary, który mnie wpierw, tak bezinteresownie ukochał! Tyś mnie stworzył, udarował łaskami i uko­chał w tym celu, abym odwzajemnił Ci miłość Twoją, powtarzając w uczuciu głębokiej wdzięczności:

„Kocham Cię, o mój Boże!”

Na koniec chcesz być Bogiem moim na wieki, w porządku chwały; i przeznaczy­łeś mnie do posiadania Ciebie w wiecz­ności. I to jest dziedzictwem, które wiernym dzieciom Swoim przyobiecać raczy­łeś. Przez niepojęty wysiłek wszechmocy i dobroci Twojej, rozum mój niedołężny i słaby tak usposobisz, że stanie się zdolnym wpatrywać się w Ciebie twarzą w twarz i podziwiać blask niezrównanego Twego majestatu; serce moje ciasnej i małej objętości, tak rozszerzysz, że obejmie i pomieści w sobie olbrzymie strumienie niebiańskich, czystych rozkoszy, których Boska Istota Twoja niewyczerpanem jest źródłem. Wtedy to z całą gorącością du­cha i bez niepewności i obawy będę mógł zawołać: „Jesteś Panem i Bogiem moim i będziesz Nim przez wieczność całą!”

Duszo moja, oto ten Bóg, który cię od wieków ukochał i pragnie kochać cię przez wieczność całą; teraz w tem krótkiem, ziemskiem życiu twojem, chce i wymaga, abyś Go kochała z własnej chęci i woli, za co, gdy Go po przyjściu do lepszego świata ujrzysz w całym Jego blasku i okazałości, nagrodzi cię tem wielkiem szczęściem, że już nie z nakazu, ale z koniecznej serca potrzeby, ukochasz tego Boga na wieki, i nie będziesz już w stanie innej pojąć miłości jak w Nim i przez Niego tylko!

Ileż słodyczy i piękna mieści w sobie to przykazanie miłości, które polega je­dynie na tem tylko abym Boga mego nade wszystko ukochał, za co czeka mnie nagroda w wieczności, nagroda polegają­ca na tej samej miłości, tylko w wyższem pojęciu i wyższem zrozumieniu.

Niepo­dobna zatem zaprzeczyć, że przykazanie to jest ze wszechmiar słuszne, sprawie­dliwe i zarazem oparte na niewypowiedzianem względem nas miłosierdziu Bożem; jednocześnie przyznać trzeba, że zobowiązaniem , które na nas wkłada, otwiera nam już w tem życiu drogę do tego niezrównanego szczęścia, które ma być naszym udziałem w wieczności.

 

 

O przykazaniu miłości Bożej cz. 2

I.

„Kochać będziesz Boga twojego z ca­łego serca”.

Czyż Bóg może być inaczej kochany jak z całego serca? Czyż to serce ludzkie o zdolnościach tak słabych i niedoskonałych, może i potrafi wznieść się do tych wyżyn, aby nieskończoną Dobroć należycie ukochać? Gdybym Go nie z całego serca kochał, czyż mógłby się zadowolnić taką miłością? i czyż mogła­by miłość podobna mnie samego uszczęśliwić?! Niestety! kochając Boga z całej siły, i całą potęgą, na jaką biedne serce moje zdobyć się może, nie zdołam jesz­cze, ani w części nawet ukochać Go tak, jak On na to zasługuje i jak On mnie od wieków ukochał! I jedynym sposobem za­dowolenia pod tym względem pragnień mojej duszy jest nieustanna modlitwa, aby Bóg raczył Sam w sercu mojem pomna­żać i coraz więcej rozszerzać miłość ku Sobie.

Nie kochałbym Boga z całego serca, gdybym czynił wobec Niego pewne zastrzeżenia; gdybym stawiał jakieś granice w objawach moich uczuć dla Niego, gdy­bym Mu odmawiał uparcie pewnych ofiar, jakich On ode mnie żąda i wymaga; gdy­bym sam sobie wytknął plan moich prak­tyk religijnych i nabożeństw, i nic już po­nadto nie chciał więcej dla Boga uczynić, chociażby łaska pociągała mnie coraz wyżej. Dla upewnienia się co do stanu i stopnia miłości naszej ku Bogu, nie należy nigdy puszczać wodze wyobraźni i fan­tazji, przypuszczając rozmaite nadzwy­czajne okoliczności, które prawdopodo­bnie nie zdarzą się nigdy, a tem samem są bezcelowemi mrzonkami tylko, gdy czy­nimy sobie pytania, jak zachowalibyśmy się w podobnych wypadkach lub okolicznościach. W takie przypuszczenia mi­łość własna i zarozumiałość łatwo wplą­tać się może; ponieważ nigdy na samych siebie, ani też na uczucia jakie odczuwa­my w tej chwili, w danym wypadku liczyć nie możemy. Najlepszym tego dowodem jest Piotr święty. Ponad wszelkie pokusy, wierzył on w swoje oświadczenia i w swoją niezłomną wierność ku Bogu; tym czasem niestety, smutne doświadczenie wskazało mu, jak kruche i chwiejne są ludzkie uczucia; wielu innych, którzy zbyt zaufali sobie, to samo spotkało, i zamiast korzyści raczej szkodę na duszy odnieśli; bo widząc swą małoduszność, wpadli w zniechęcenie, a nawet w pewien rodzaj rozpaczy, zatapiając się w przewidywaniu coraz to nowych rozmaitych wypadków i okoliczności, jakie Bóg mógł na nich zesłać, a nie czując sił do walczenia i zwyciężania tychże.

Nie uprzedzajmy zatem przyszłości, którą najmędrsze wyroki Boże zakrywają przed nami. To, co wydaje nam się łatwem z daleka, w danym wypadku, być może, byłoby właśnie ponad nasze siły; a to, co ze względu na nędzę i nieudolność naszą, słusznie uznajemy za rzecz zbyt trudną, gdyby jej jednak Bóg od nas zażądał, wsparci Jego łaską, wykonali­byśmy ją może z łatwością. Ograniczmy się więc na rachunku z obecnej chwili; zastanówmy się czy ochotnie i bez wahania oddajemy Bogu to wszystko, czego od nas wymaga, i czy przypadkiem jakiejś drobnej cząsteczki nas samych nie za­chowujemy dla siebie. Mówmy do Nie­go z prostotą i szczerością: Ty sam o Boże, znasz najlepiej głębię mego ser­ca, nie dozwalaj więc i nie dopuszczaj aby Ci się sprzeciwiło w czemkolwiek i w otwarty, lub skryty sposób oparło się kiedy najsłodszym poruszeniom Twej łaski.

Miłość Boża nie przyjmuje i nie znosi podziału serca. Bóg, który jest o nas zazdrosny, chce je całkowicie posiadać; oburza Go wszelkie przywiązanie uboczne, które Mu Jego własność odkrada; i jak Sam powiedział przez usta Proroka, że wstrętnem Mu jest „zdzierstwo w ofierze”, czyli raczej, że miłość Jego ku nam, całkowita i bezwzględna, wyma­ga także nawzajem całkowitej i bez zastrzeżeń miłości.
Musimy zatem nieodzownie ukochać Boga, jako wyłączny i jedyny przedmiot naszego ukochania; a wszelkie inne nakazane i dozwolone uczucia opierać się mają na tej naszej ku Niemu miłości, i tym sposobem zawsze, w każdym wypadku zwracać się ku niej, jako do swe­go źródła i do swego ostatecznego celu.
Nie kochamy Cię, o Boże, dostatecznie, mówi święty Augustyn—jeżeli prócz Ciebie, ośmielamy się kochać cośkolwiek uczuciem odrębnem, nie opartem na Twojej miłości”

Z pod tego przykazania miłości, wy­jęta jest naturalnie miłość własna, która nas odrywa od Boga i która przywiązania nasze do stworzeń opiera nie na Bogu, lecz ku nam samym je zwraca. Stąd wnosić możemy jak czystą, niepokalaną i bezinteresowną powinna być ta miłość nasza ku Bogu; skoro najmniejsze uczucie z nią niezgodne, blask jej przycie­mnia i psuje całą jej wartość. Jednem sło­wem, Bóg Sam już tak stworzył i uspo­sobił serce ludzkie, że prawdziwą wolność odczuwa jedynie w bezwzględnem oddaniu się najwyższej istocie, a wszel­kie uboczne przywiązania służyć mu mają tylko jako środek, do gorętszego jeszcze rozmiłowania się naszego w tym Bogu, który jest źródłem wszelkiego dobra.
Jakiekolwiek zalety zdołalibyśmy odkryć w stworzeniach, zawsze będą one słabem tylko i bladem odbiciem doskonałości Boskich. Obowiązkiem jest naszym na koniec, walczyć do końca życia wytrwale, aby o ile to w naszej mocy, wytępić do szczętu, wszystko to, co w samych sobie spostrzegamy przeciwnego miłości Boskiej.
Uwaga ta podaje nam niewyczerpane źródło do rozmyślań i do praktycznego tychże zastosowania.

 

II. 

„Kochać będziesz Boga twego, z ca­łego rozumu”.

Kto mi dał rozum, który posiadam? Bóg najmędrszy i najmiłosier­niejszy. Leży to w mojej mocy, aby ten rozum kształcić i rozwijać; ale sam stworzyć go i przywłaszczyć go sobie nie mo­głem. I w jakimże to celu Bóg obdarzył mnie rozumem ? Czy dlatego, abym nim rządził według mej własnej woli i upodobania, używając zarówno do rzeczy złych, dobrych, jak i obojętnych? Niepo­dobna coś takiego przypuścić! Jakiż jest zatem cel dobry, który Bóg memu rozu­mowi przeznaczył? On sam, bez zaprze­czenia i przede wszystkiem jest tym głównym celem; a z porządku rzeczy wypły­wa w dalszym ciągu, obowiązek kształ­cenia naszego rozumu, w kierunkach odno­szących się do wiary św. i do tego wszystkiego, co zmierza do chwały Bożej i do naszego zbawienia. Następnie dopiero, stworzenia, dzieła rąk Bożych, o tyle tylko rozum nasz zajmować powinny, o ile znajomość tychże, związek ze sprawami Bożemi mieć może: w każdym innym wypadku, jeśli zajmują nas one nie przez wzgląd na Boga, ale z oso­bistych korzyści, lub widoków, nie tylko są nam niepożyteczne, ale nawet szkodliwemi być mogą, ponieważ odbiegają od swego celu i dążą nie do chwały Bożej, ale do zaspokojenia naszej próżnej i nie­bezpiecznej ciekawości. Odnosi się to do wszystkiej wiedzy, jaką rozum ludzki objąć może, tak pod względem historii, polityki, jak i wszelkich wyższych nauk i sztuk pięknych, jeżeli cokolwiek myśl moją od Boga odwraca, w bija w pychę i serce wyziębia: są to dla mnie wiedze szkodliwe i niebezpieczne, bo łatwo przez nie w błąd popaść mogę i duszy niepowetowaną przynieść szkodę. Gdy prze­ciwnie, umysł mój podnoszą do Boga i czerpię z nich środki do coraz wyższej ku Niemu miłości i uwielbienia: w takim razie powinienem rozum mój w tym kie­runku coraz bardziej kształcić i rozwijać, dla chwały Bożej i dla pożytku mej duszy.

Najwyższym dowodem, że rozum ludz­ki stworzony jest dla Boga, widzimy w tem, że nic na świecie w całej pełni zadowolnić go nie jest w stanie; po wielu trudach i walkach, spokój prawdzi­wy znajdzie dopiero wtedy, gdy niepo­dzielnie i całkowicie odda się Bogu.

Czem więcej ten rozum ludzki posia­da bystrości i siły, czem bardziej zasta­nawia się i bada rzeczy stworzone — wi­dzi, że wszystko jest krótkotrwałe i przemijające: gdy ta znikomość przeraża go i zniechęca, tem coraz więcej szuka i go­rączkowo pochłania wszystkie niemal nau­ki i wiedze tego świata, lecz nigdy w ca­łej pełni zadowolenia znaleźć nie może.

Urok nowości, naturalny zapał i mi­łość własna mogą go czas jakiś w tej pracy utrzymać: lecz wkońcu na pod­stawie tylokrotnego doświadczenia musi spostrzec i uwierzyć, że znowu był igraszką złudzenia i że wszelka wiedza, która nie ma Boga na celu i na Bogu się nie opiera, jest próżną i marną. Wielu mędrców tego świata, w godzinę śmierci to zeznanie złożyło; i na podstawie tej zasady autor księgi „Mądrości” nazwał „próżnymi i nieużytecznymi tych ludzi, których umysł nie opiera się na znajo­mości Boga“. Bo też w istocie umysł ten nasz wymaga rzetelnego i prawdziwej wartości pokarmu, któryby go zadowolnił i nasycił. Wiedza i nauki oparte na mą­drości ludzkiej, a tem samem krótkotrwałe i przemijające, pamięć zbogacić mogą, lecz umysłu nie zadowolnią nigdy; nie nasycą go również i marzenia abstrak­cyjne i niezbadane, na przenośniach i złudnem obliczeniu oparte, które głód duszy na chwilę tylko zaspokoić mogą; całą zatem potęgą i bezwiednie prawie, umysł nasz wyrywa się i szuka prawdy odwiecznej, stałej i niewzruszonej, dąży ku tej prawdzie, która sam a z siebie po wstała i nie ma początku i końca, a tą prawdą jest Bóg tylko. Gdy światło wia­ry i łaska Boża rozjaśnią ciemnie umysłu naszego, wówczas rozkoszujemy się i smakujemy w tych tylko naukach, któ­re nas do coraz bliższego odkrycia tej najwyższej i nieomylnej prawdy prowadzą.

Gdyby w całem przestworzu istniał Bóg i ja tylko, z samego rzeczy porząd­ku umysł mój, musiałby nieodwołalnie w Nim tylko utonąć; wydawałoby mi się to tak nieodzownem i koniecznem, że na­wet na myśl nie przyszłaby mi możliwość zajęcia czemkolwiek innem umysłu mojego. Nieustannie i niepodzielnie Bo­giem byłbym zajęty, i to nie męczyłoby mnie wcale, lecz przeciwnie, widziałbym w tem najwyższą moją rozkosz i szczęś­cie, konieczność tak nieodzowną, że chwilowe nawet oddalenie mej myśli od Boga, wydawałoby mi się najsroższem nieszczęściem. Lecz ponieważ Bogu podobało się stworzyć świat tak piękny, zaludnić go tylu istotami, obsypać mnie niezliczonemi dobrodziejstwy, które na każdym kroku przypominają mi Jego po­tęgę, mądrość i dobroć i które mimo woli podziwiać muszę, czyż dlatego właśnie Bóg miałby stracić prawo do me­go umysłu i serca?

Widok równych mnie istot, wspólne z niemi życie, do którego zmusza mnie czy to konieczność, czy potrzeba, czy choćby nawet miły sercu memu obowią­zek, nie upoważniają mnie wcale do od­wracania myśli moich od Boga, lecz prze­ciwnie, tem bardziej jeszcze każdej chwili umysł mój ku Niemu podnosić powinny.
Bóg stworzywszy świat i ustanowiwszy wzajemne towarzyskie między ludźmi sto­sunki, nie dozwala abyśmy właśnie dla­tego mieli o Nim zapomnieć, że obowiązki stanu naszego, nasze interesa, studia, potrzeby, a nawet zresztą godziwe poszukiwania prawdy i dozwolone rozrywki i przyjemności, miałyby nas takdalece pochłaniać, żeby nam na nieustan­ną pamięć o Nim czasu nie starczyło.

„Co serce czuje, tem myśl jest zajęta”; jeżeli kocham Boga z całego serca, to i umysł mój Nim wyłącznie będzie zajęty. „Z obfitości serca usta mówią”. Gdy w sercu mojem Bóg mieszka, to o Nim przy każdej sposobności jak najchętniej mówić będę: a nawet starać się będę umyślnie taką sposobność wyszukać w której tylko o Bogu mógłbym mówić. Nie zaniedbując wcale moich spraw, za­jęć i interesów, za najpierwszy jednak obowiązek uważać powinienem, pilne i gor­liwe rozważanie doskonałości Boskich, Jego dobrodziejstw, prawd i zasad wiary św. i nauki chrześcijańskiej; sło­wem tego wszystkiego, co mnie pobu­dza do miłości i bojaźni Bożej.

 

III. 

„Kochać będziesz Boga z całej siły twojej”.

Rozumieć tu mamy, że obowią­zek kochania Boga z całej siły, polega głównie na łasce, tak naturalnej, jak nadnaturalnej, których Bóg nikomu nie odma­wia; z tą łaską jednak powinniśmy współ­pracować mężnie i z każdym dniem sta­rać się coraz wyższą miłość w sercu ku Panu Bogu rozbudzać. Nie możemy bo­wiem tą samą miarą mierzyć miłości na­szej ku Bogu, jaką zazwyczaj odczuwa­my dla stworzeń. Przywiązanie do stwo­rzeń bywa najczęściej z początku najsil­niejsze i najgorętsze; lecz zbiegiem cza­su wyczerpuje się i ostyga; a na koniec po największej części rodzi przesycenie i niesmak. Z miłością Bożą wprost prze­ciwnie bywa, z początku słaba zazwy­czaj, wzrasta w miarę naszego zbliżania się do Boga, bliższego z Nim obcowania i gruntowniejszego poznawania Jego doskonałości i zalet. A ponieważ zdolność kochania Boga, do nadnaturalnych łask należy i jako taka zaszczepioną została w sercach naszych: Bóg Sam ziarno tej łaski, jeśli Mu nie stawiamy przeszkód, w duszach naszych uprawia i pielęgnuje, pod Jego wpływem to ziarno coraz sil­niejsze zapuszcza korzenie, wzrasta, roz­wija się i do olbrzymiej dochodzi siły. Rozwój tej miłości Bożej, nie ma ozna­czonych granic, a szybkie tejże wzrasta­nie zależy od wierności naszej, z jaką łasce Bożej odpowiadamy.

„Kochając Boga z całej siły”, powinie­nem bez namysłu poświęcić Mu wszystkie moje czyny, zamiary, widoki, mając to najgorętsze pragnienie, aby we wszystkiem Jemu się wyłącznie podobać; wszystkie moje obowiązki wypełniać jedynie dla Jego miłości; mój majątek, znaczenie, wziętość u ludzi, talenta, słowem wszyst­ko, ku jego chwale obrócić; i o ile to w mojej mocy, o ile to się zgadza z obo­wiązkami stanu mojego, pod natchnieniem łaski a wpływem roztropnych i rozum­nych przełożonych, powinienem całą mo­ją gorliwość wytężyć w tym celu, aby cześć Bożą jak najwięcej rozszerzać.

„Kochając Boga z całej siły“ obowiązkiem jest moim walczyć nieustannie i ze wszystkich sit moich, przeciw niezli­czonym przeszkodom, które tamują roz­wój miłości Bożej w mojem sercu, a które zepsuta natura, szatan i świat ciągle mi stawiają; a ponieważ usiłowania moje w tym kierunku są bardzo słabe, łub też żadne prawie, i łatwo upaść mogę wobec tak silnej przemocy: powinienem zatem uciekać się ustawicznie do modlitwy i do innych środków, które nam religja podaje, lub też Bóg miłosierny natchnąć nam ra­czy, a wtedy w walce tej najniezawodniej odniosę zwycięstwo.

Na koniec „kochając Boga z całej siły” powinienem z cierpliwością i poddaniem się znosić wszelkie cierpienia, jakie Mu się podoba zesłać na mnie, i pracować nawet w tym kierunku, aby stopniowo wyrabiać w sobie coraz wyższą zgodność z wolą Bożą, coraz pokorniejsze podda­nie się świętym Jego wyrokom, a nawet pewną radość duchową z tych cierpień i krzyżów, którymi mnie dotyka, zarówno co do cierpień fizycznych, które trapią Ciało, jak i do moralnych, choćby najbardziej dojmujących; tak co do nieszczęść naturalnych, w prost od Boga pochodzą­cych, jak i rozmaitych prześladowań i utrapień, które od ludzi pochodzą; jak wreszcie wszelkie nadnaturalne cierpienia, uciski i pokusy, któremi szatan nas drę­czy, lub też Bóg doświadcza.

Czy rozważałem kiedykolwiek w ten sposób, to przykazanie miłości mojej ku Bogu?

Czy starałem się wyrobić sobie odpowiednie w tym kierunku pojęcie?
1 jakie było dotąd moje postępowanie pod tym względem?

Rzecz oczywista, że najmniejsze ograniczenie z mej strony, jakakolwiek bądź niewierność, psuje całość i osłabia znaczenie objętości, w jakiej nam danem zostało, w wyrażeniu tak prostem a tak obszernem i ogólnem w zasadzie!

Ach! Boże mój, widzę i czuję, iż dotąd nie kochałem Cię jeszcze tak, jak Cię kochać powinienem; i nawet nie robiłem sobie pod tym względem zarzutów, nie zastanowiłem się z uwagą i nie badałem sumienia mego, jak wykonuję to najpierwsze i największe z przykazań Twoich.
Spraw o Boże, abym od tej chwili jak najskrupulatniej zaczął je wykonywać i do ostatniego tchnienia pracował wiernie rozpalając serce moje coraz gorętszą miłością ku Tobie!


Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.

 

WESPRZYJ NAS

Jeśli podobają się Państwu treści które publikujemy i uważacie, że powinny docierać do większej ilości odbiorców, prosimy o wsparcie rozwoju naszej strony.
Wybraną kwotą:

10,00 PLN
50,00 PLN
100,00 PLN

Lub inną dowolną:

PLN

Dziękujemy

WSPIERAM

ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Create a website or blog at WordPress.com

%d blogerów lubi to: