Prawdziwa pobożność i jej przeszkody – św. J. S. Pelczar


O pobożności

Pobożność jest to gotowość do czynienia tego, co należy do czci i służby Bożej. Nie wystarcza zatem pobożności spełnić to, czego Bóg wymaga, lecz żąda ona nadto, by wszystko to spełnić ochotnie i powtarzać ciągle z Brokiem: „Gotowe serce moje, Boże, gotowe serce moje“ (1).

Pobożność jest dalej niczem innem, jedno udoskonaleniem miłości. Prawdziwa i żywa pobożność — mówi św. Salezy — nie jest czem innem, jedno prawdziwą Boga miłością, i to nic lada jaką. Albowiem miłość Boża, o ile zdobi duszę naszą i czyni nas miłymi Bogu, zowie się łaską, o ile nam udziela siły do czynie­nia dobrze, zowie się w nas wiernością; lecz jeżeli dochodzi aż do tego stopnia doskonałości, iż nie tylko nam dopomaga do czy­nienia dobrze, ale i to sprawia, że uczynki dobre spełniamy pilnie, często i ochotnie, wtedy miłość Boża w nas zowie się pobożnością.

Stąd między miłością i pobożnością nie masz innej różnicy, jak między ogniem i płomieniem; bo miłość, będąca ogniem duchownym, gdy się rozpłomieni, zowie się pobożnością. Nic też innego nie przydaje pobożność do ognia miłości, jedno płomień żywy, czynią­cy tę miłość rączą i ochoczą, nietylko w zachowywaniu przykazań, lecz nadto w wykonywaniu rad i natchnień Bożych (2).

Skądże pochodzi pobożność?

Doktor Anielski wymienia dwa źródła, z których wytryska słodki zdrój pobożności (3).

Pierwsze jest zewnętrzne, a jest niem Bóg sam, który łaską swoją pociąga do ochoczej a wiernej słu­żby; czyni to zaś w ten sposób, że za pomocą daru pobożności przemienia serce ludzkie. Serce to jest zwykle nieczułe i zimne w rzeczach Bożych, — otóż dar pobożności miękczy i rozgrzewa takowe, iż się napełnia tkliwą miłością i wszystko gotowe poświę­cić dla Boga.

Drugie źródło pobożności jest, według św. Tomasza, wewnę­trzne, a składa się z dwóch rzeczy: z prawdziwej pokory serca, która pochodzi z rozważania własnej nędzy, — i z gorącej ku Bogu miłości, która płynie szczególnie z rozważania doskonałości Boskich i nieocenionych Jego dobrodziejstw. Że pokora toruje drogę pobożności, nic w tern dziwnego, bo ona oczyszcza serce ze szkodliwej czci i miłości ku sobie, a tern samem przygotowuje miejsce Duchowi Świętemu, który z sobą dar pobożności przynosi.

Że miłość wiedzie do pobożności, łatwo także zrozumieć, bo gdzie jest miłość, tam jest ochoczość do ofiar, a ta ochoczość jest właśnie cechą pobożności. Przypatrz się kuli, gdy z wielką siłą wylatuje z działa, — bieży ona prędzej niż wiatr i w mgnieniu oka dosięga przedmiotu oddalonego. Któż dał owej kuli, tak ciężkiej, taką siłę, jeżeli nie ogień, który ją ze spiżowego wy­rzuca otworu: taką i większą siłę ma miłość, — gdy ona duszę rozpali, tedy pcha ją gwałtownie do każdej czynności, która do czci i służby Bożej się ściąga. Miłość — mówią Ojcowie — nie może być nieczynną w duszy kochającego; lecz jeżeli jest pra­wdziwą, wielkie rzeczy czyni, jeżeli nic nie czyni, nie jest miłością.

Za przykład niech służy Marya Magdalena. Porzuciwszy drogę zepsucia, stara się ona jak największą miłością wynagro­dzić dawne upadki. Dowiaduje się, że słodki Zbawiciel jest na uczcie u Faryzeusza; biegnie tedy tamże i nie zważając na pogardę i szyderstwa obecnych, wylewa kosztowny balsam na głowę Jego, a święte stopy zmywa cenniejszemi, niż wszelki balsam, łzami pokutnej miłości. Kiedy indziej przyjmuje Pana w domu swoim, a jak długo jest jej gościem, nie odrywa się od stóp Je­go, by i jednego słowa nie uronić. To znowu słyszy, że nienawiść wrogów skazała Świętego Świętych na śmierć; na tę wieść straszną wybiega z domu, przeciska się przez tłum, wołający „ukrzyżuj”, i podczas gdy lud blużni swemu Dobroczyńcy, gdy uczniowie zdradzają i opuszczają swego Mistrza, ona idzie tuż za Nim na Kalwaryę i cała we łzach tonąca staje pod krzyżem. Nic jej nie zdoła zatrwożyć, ni urągania Faryzeuszów, ni złorzeczenia żołnierzy, ni dziki wzrok katów, bo ona pragnie umrzeć wraz z Tym, który za nią i dla niej umiera. Kiedy zaś Pan skonał, i święte zwłoki złożono w grobie, wnet ta święta miłośnica spie­szy po wonne maści, z któremi miesza łzy swoje. Nie znalazłszy ciała w grobie, szuka go wokoło, omdlewając prawie z tęsknoty, i pyta każdego: „Czyście nie widzieli Umiłowanego mojego?” a gdy się jej Pan objawił, ona z wyrazem najżywszej radości rzuca się Mu do nóg i jedno tylko wymówić zdoła słowo: „Rabboni — Mistrzu Najdroższy!” Resztę życia przepędza na rozmyślania, by ani na chwilę nie stracić z oczu Tego, którego ca­łem sercem ukochała.

Oto jest wzór doskonałej pobożności, czyli zupełnego odda­nia się Bogu.

Kto chce się tak oddać, ten musi wielce kochać; kto zaś chce wielce kochać, ten musi często i serdecznie rozwa­żać, jak ten Bóg jest dobrym, jak słodkim, jak miłościwym, jak hojnym, — ile On nam dał, ile dla nas uczynił, ile za nas ucierpiał, — a w tem rozmyślaniu rozpali się ogień pobożności.

Gdzież ten ogień ma swoje ognisko?

Według mistrzów duchownych, należy rozróżnić pobożność istotną i pobożność uczuciową.

Pierwsza ma siedzibę w woli, a za­leży na gotowości do czci i służby Bożej, pomimo wszelkich tru­dności i przeszkód; stąd cechą jej są dobre uczynki.

Druga ma siedzibę w sercu, a zależy na wzruszeniach i pociechach wewnętrznych, które nieraz i na zewnątrz się objawiają, cechą zaś tejże są uczucia święte.

Jedna bez drugiej być może. I tak, można spełnić jakiś akt cnoty z wielką pobożnością, chociaż się do niego żadnej ochoty nie czuje, a nawet wstrętu i oporu doznaje. Wszakże sam Najśw. Zbawiciel trwożył się i smucił w ogrodzie oliwnym,
a jednak wola Jego była najzupełniej podległa woli Bożej.

Z dru­giej strony może być, przynajmniej na chwilę, pobożność uczuciowa bez istotnej; są bowiem dusze, co się rozczulają podczas modlitwy lub kazania, a jednak nie są pobożnemi, bo nie wypełniają przy­kazań Bożych, — łzy ich płyną z przyrodzonej tkliwości serca, która na poprawę życia żadnego nie wywiera wpływu.

Ta pobo­żność uczuciowa, gdy się łączy z istotną, jest cennym darem Bożym, ułatwiającym nam pracę duchowną, — wolno też tej pragnąć, wolno o nią prosić, jak to już wyżej widzieliśmy; gdy jednak Pan jej odmawia i duszę nawiedza oschłością, nie należy się smu­cić, ani też w służbie Bożej leniwieć.

A jakże się objawia pobożność?

Tak samo, jak miłość ku Bogu, której jest niejako kwiatem. Cokolwiek zatem należy do czci Bożej, cokolwiek z Bogiem ma związek, wszystko to jest dla duszy pobożnej pożądanem i drogiem. Ona zatem myśli z radością o Bogu, tęskni za Nim gorąco, słucha o Nim chętnie, mówi z czułością, łączy się z Nim z upragnieniem.

Ona niczego nie pożąda jedno uwielbienia Boga; stąd cieszy się, gdy chwała Boża rośnie, gdy wiara się rozszerza, gdy Kościół tryumfuje, gdy duchowieństwo jest gorliwe, gdy dusze się uświęcają; a przeciwnie smuci się, gdy błędy i grzechy plugawią świat.

Ona dla pomnożenia czci i miłości Bożej żadnego trudu, żadnej ofiary nie szczędzi; w tym celu się modli, w tym celu pra­cuje, w tym celu umartwia się, w tym celu daje grosz ostatni, w tym celu czuwa nad łożem chorego, zajmuje się sierotą, pielę­gnuje zgrzybiałego starca, idzie między dzikie ludy, w tym celu i życie swe radaby oddać w ofierze.

Jakże więc piękną, jak wielką u Boga, a cenną u ludzi jest pobożność! A jednak są ludzie, którzy ją sobie za nic ważą; co gorsza, są i tacy, którzy się jej lękają, którzy nią gardzą, którzy z niej szydzą, nazywając ją zabawką dla kobiet ograni­czonego ducha, jakby nie było przeznaczeniem każdego człowieka, choćby największego mędrca, służyć Bogu doskonale i kochać Go z całego serca.

Lecz ty nie wstępuj w ich ślady, owszem żyj jak najpobożniej, choćby cię świat zły nazwał bigotem albo de­wotką; chceszli zaś stać się pobożnym, używaj następujących środków.

Najprzód usuń przeszkody.

Taką przeszkodą są grzechy wszelakie, już nie mówię śmier­telne, ale i powszednie, zwłaszcza dobrowolnie popełniane, gdyż pierwsze niszczą miłość Bożą w duszy, a drugie ją osłabiają.

Inną przeszkodą jest zamiłowanie pociech światowych; jak bowiem duch i ciało walczą przeciw sobie, tak podobnież pocie­chy duchowne nie pogodzą się z cielesnemi. Kto chce zatem pić ze zdroju słodkości Pańskiej, niechaj porzuci bagniska rozkoszy światowej. Stwierdza też doświadczenie, że dusze umartwione są również pobożne, podczas gdy miłośnicy ciała, miłośnicy biesiad, miłośnicy zabaw nietylko stronią od pobożności, ale mają ją w nie­nawiści i pogardzie.

Inną przeszkodą jest nieporządne przywiązanie się do jakiej­kolwiek osoby lub rzeczy; ono bowiem jest tern dla duszy, czem lep dla ptaka, to jest, tamuje jej polot do Boga, a ciągnie ją ku ziemi. Dowodem jest ów sławny Salomon, — przywiązawszy się zbytecznie do swoich żon, wziętych do tego z narodów pogańskich, nie tylko ostygł w służbie Pańskiej, ale, co gorsza, popadł w bałwochwalstwo.

Inną przeszkodą jest zbyteczne troskanie się o dobra docze­sne i pochodzący stąd niepokój; jak bowiem gęste mgły nie prze­puszczają promieni słonecznych, — jak wśród cierni nie wyrośnie kłos: tak troski ziemskie zaciemniają promienie światła Bożego i wstrzymują płodność duszy. Dowodem jest ów młodzieniec ewangeliczny; gdy mu Pan oznajmił, że aby się stać doskonałym, ma swe majętności rozdać ubogim, zasmucił się i odszedł, bo zbyt sil­nie do nich przylgnął.

Inną przeszkodą jest zbytek zatrudnień; kto bowiem prze­ciążony jest sprawami ziemskiemi, ten nie ma czasu myśleć o Bo­gu , ani może żyć w skupieniu, a skutkiem tego jest rozproszenie ducha i wyziębienie serca. Przedstawił to Pan Jezus w przypo­wieści o uczcie; stół już zastawiono, zaproszenia rozesłano, ale  zaproszeni wymówili się brakiem czasu, bo jeden nabył wieś, drugi kupił pięć jarzm wołów, inny pojął dopiero żonę. Tak i dzisiaj od uczty Pańskiej, od służby wiernej, wymawiają się ludzie natłokiem zajęć, — ten urzędem, ów kupiectwem, ów go­spodarstwem lub troską o rodzinę, zapominając snadź, że najwa­żniejszą sprawą jest zbawienie duszy i że z tą sprawą wszystkie inne pogodzić należy.

Inną przeszkodą jest nieporządna ciekawość, której skutkiem jest natłok różnych wrażeń i ciągłe roztrzepanie ducha. Spoty­kamy ją zwykle u osób zbyt ruchliwej wyobraźni, przelatującej, jak motyl, z przedmiotu na przedmiot, jako też u uczonych, któ­rzy nieraz tak się zaciekają w swoich naukowych badaniach, że zapominają o Bogu i duszy. To też słusznie powiedziano, że lu­dzi roztrzepanych i uczonych trudno zaprawić do pobożności. U uczonych zachodzi i ta przeszkoda, że rzadką jest u nich po­kora, a bez pokory niema pobożności.

Inną przeszkodą jest bojaźń świata, która, jakby widmo jakie, wstrzymuje niejedną duszę od życia pobożnego. Świat, pełen czczości i pustoty, nie może znieść pobożności; jeżeli tedy widzi, że jakaś dusza, zwłaszcza młodsza i otoczona urokiem wdzięków lub talentów, chce się doskonalej oddać Panu Bogu, nuż ją stra­szyć swemi szyderstwy, nuż grozić swem prześladowaniem, i nie­stety, dosyć mu się to dobrze powodzi.

Inną przeszkodą są smutki, zniechęcenia, skrupuły i oschło­ści duchowne; one bowiem, jakby paraliż jaki, krępują duszę, by nie biegła rączo drogami Pańskiemi.

Ostatnią wreszcie przeszkodą i największą jest pycha i mi­łość własna, bo pierwsza szuka własnej chwały, druga własnej korzyści, a tymczasem pobożność żąda uniżenia się, zaparcia i ofia­ry z siebie.

Chceszli zatem nabyć pobożności, staraj się usunąć te prze­szkody, jakby chwasty jakie, przytłumiające ziarno dobre.

Z drugiej strony pilnem rozmyślaniem, codziennym rachunkiem sumienia, częstem przystępowaniem do Sakramentów św., wiernem wykony­waniem przykazań Bożych, chętnem spełnianiem uczynków miło­sierdzia pomnażaj w sobie miłość, bez której pobożność istnieć nie może.

Przede wszystkiem pragnij pobożności i módl się o nią, mówiąc za pobożnym autorem złotej księgi „O naśladowaniu Jezusa Chrystusa”:

„O źródło wiecznej miłości! wszystko co mam, Twoje jest; i dar służenia Tobie Twój jest. A jednak skądinąd Ty mi więcej służysz, niżeli ja Tobie. Oto niebo i ziemia, któreś utworzył ku posłudze człowieka, są przede mną i na każdy dzień spełniają rozkazanie Twoje. I to mało, albowiem i Anio­łów Twoich dałeś ku posłudze ludzkiej. Ale co największa, Ty sam Panie raczyłeś służyć człowiekowi i siebie samego jemu przy­rzekłeś. Cóż Ci dam, Panie, za te wszystkie tysiączne dobro­dziejstwa Twoje ? Obym Ci mógł służyć przez wszystkie dni ży­cia mojego! Obym choć przez dzień jeden godnie Ci służyć zdo­łał! Zaprawdę, Tyś Pan mój, a ja ubogi sługa Twój; jam Ci powinien służyć ze wszystkich sił moich i nigdy nie ustawać w chwale Twojej. Tak chcę, tak pragnę; a na czem mi zbywać będzie, Ty racz dopełnić”.


Bp. Józef Sebastian Pelczar – Życie duchowne czyli doskonałość chrześcijańska według najcelniejszych mistrzów duchownych , Tom II, Kraków, Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego, 1886. str. 237 – 243.

Przypisy:
1) Ps. LVI, 8
2) Filot. Cz. I. R. I
3) I. c.


ZASADY PUBLIKOWANIA KOMENTARZY
Prosimy o merytoryczne komentarze. Naszym celem jest obnażanie kłamstwa, a nie przyczynianie się do potęgowania zamętu. Dlatego bezpodstawne opinie zaprzeczające obiektywnej prawdzie publikujemy wyłącznie, gdy zachodzi potrzeba reakcji na fałszywe informacje.

Jedna odpowiedź do „Prawdziwa pobożność i jej przeszkody – św. J. S. Pelczar”

  1. Awatar taniekupowaniesite

    Szczerze mówiąc z tą pobożnością jest obecnie ciężko. Mówię to w perspektywie poprzednich pokoleń- przyglądając się swoim dziadkom, rodzicom i sam będąc teraz rodzicem. Niestety schodzę na psy w tej dziedzinie.

    Polubienie

Skomentuj

Create a website or blog at WordPress.com