Cała świętość i doskonałość duszy polega na miłowaniu Pana Jezusa, Boga naszego, naszego najwyższego Dobra, naszego Zbawiciela.
Kto mnie miłuje, powiedział Jezus sam, będzie umiłowanym od przedwiecznego Ojca mego: „Albowiem sam Ojciec miłuje was, żeście wy mnie umiłowali.”
Niektórzy, powiada św. Franciszek Salezy, upatrują doskonałość w surowości życia, inni w modlitwie, inni w uczęszczaniu do sakramentów Św., inni w jałmużnach; ale mylą się;
doskonałość polega na miłowaniu Boga z całego serca.
Pisze Apostoł: „Nad wszystko miejcie miłość, która jest związką doskonałości„. I w rzeczy samej miłość łączy i zachowuje wszystkie cnoty, które czynią człowieka doskonałym. Stąd mawiał Św. Augustyn:
Miłuj i czyń, co chcesz. Miłuj Boga i rób to, co chcesz, bo duszę, która miłuje Boga, sama miłość nauczy, aby nigdy nie czyniła, coby Mu się nie podobało, a czyniła wszystko to, co Mu miłe.
(…)
Jednakowoż nie poprzestał Bóg na tem, że nam dał te wszystkie stworzenia. Ażeby zaskarbić sobie całą miłość naszą, doszedł aż do tego, że nam darował siebie samego. Ojciec przedwieczny zechciał nawet darować nam Swojego własnego, jedynego Syna.
„Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał.”
Widząc przedwieczny Ojciec, że byliśmy wszyscy umarli i pozbawieni łaski Jego przez grzech, cóż uczynił? dla miłości niezmierzonej, albo raczej (jak pisze Apostoł) dla zbytniej miłości, którą miał ku nam, zesłał swego umiłowanego Syna, aby zadośćuczynił za nas i w ten sposób przywrócił nam ono życie, które grzech nam był wydarł: „Dla zbytniej miłości swojej, którą nas umiłował i gdyśmy byli umarłymi przez grzechy, ożywił nas społem w Chrystusie.” A dając nam Syna (nie przepuszczając Synowi, aby przepuścić nam), wraz z Synem dał nam wszelkie dobro, łaskę swoją, miłość swoją i wieczną szczęśliwość, albowiem wszystkie te dobra są niewątpliwie mniej warte od Syna: „Który też własnemu Synowi swemu nie przepuścił, ale Go za nas wszystkie wydał: jako też nam wszystkiego nie darował„
A również także i Syn, dla miłości, jaką ma ku nam, cały nam się oddał:
„Który mię umiłował, i wydał samego siebie za mię.” Aby nas wykupić od śmierci wiecznej i przywrócić nam łaskę Bożą i niebo utracone, stał się człowiekiem i przyoblekł się w ciało podobne do naszego: „a Słowo Ciałem się stało.” I oto, jak się Bóg wyniszczył dla nas: „Wyniszczył samego siebie, przyjąwszy postać sługi… i postawą naleziony jako człowiek.„
Oto Pan wszechświata, który się uniża aż do przyjęcia postaci sługi i poddaje się wszystkim nędzom, którym podlegają inni ludzie. Lecz co największego podziwu godne że mógł nas owszem zbawić bez śmierci krzyżowej i bez cierpienia; ale nie: On wybrał sobie życie pełne bólu i pogardy i śmierć gorzką a hańbiącą na krzyżu, poddał się męczarni znieważającej, przeznaczonej dla zbrodniarzy:
„Sam się poniżył, stawszy się posłusznym aż do śmierci: a śmierci krzyżowej” .
Ale dlaczegóż, mogąc nas odkupić bez cierpienia, chciał sobie wybrać śmierć a śmierć krzyżową? aby nam objawić miłość, jaką miał ku nam: „Umiłował nas i wydał samego siebie za nas”. Umiłował nas i dlatego, ze nas miłował oddał się na cierpienia, na zniewagi, na śmierć najboleśniejszą, jaką ktokolwiek kiedy poniósł na powierzchni ziemi.
Stąd to słowo wielkiego miłośnika Jezusa Chrystusa, Św. Pawła: „miłość Chrystusowa przyciska nas”. A chciał przez to Apostoł wyrazić, że nie tyle to, co za nas wycierpiał Jezus Chrystus, jak raczej miłość, jaką nam objawił cierpiąc za nas, zobowiązuje nas i niejako przymusza, abyśmy Go miłowali.
Posłuchajmy, co mówi św. Franciszek Salezy o wyżej przytoczonych słowach Apostoła:
„Kiedy wiemy, że Jezus, Bóg prawdziwy, umiłował nas aż do tego stopnia, że chciał za nas śmierć ponieść, a śmierć krzyżową, czy to nie jakbyśmy mieli serce pod tłocznią i czuli jak ona je przygniata i miłość z niego siłą wytłacza, a silą tem potężniejszą, im jest więcej miłości godna? I zaraz dodaje:
„O czemuż tedy nie rzucimy się do Jezusa ukrzyżowanego, aby umrzeć na krzyżu z tym, który chciał na nim umrzeć z miłości ku nam? Uchwycę Go, powinniśmy wołać, i nie opuszczę Go już nigdy; umrę z Nim i zgorzeję w płomieniach Jego miłości. Ten sam ogień z Boskim Stwórcą niech pochłonie i Jego nędzne stworzenie. Mój Jezus cały mnie się oddaje, a ja się cały oddaję Jemu. Będę żył i umierał na Jego sercu; ni śmierć, ni życie nigdy mnie z Nim nie rozłączą. O Miłości wieczna, dusza moja szuka za Tobą i Ciebie obiera na całą wieczność. Przybądź, Duchu Św., i zapal serca nasze miłością swoją. Miłować albo umrzeć. Umrzeć wszelkiej innej miłości, aby żyć dla miłości Jezusa. O Zbawicielu dusz naszych, spraw niech na wieki wyśpiewujemy: Niech żyje Jezus, Miłość moja; niech żyje Jezus, którego miłuję; miłuję Jezusa, który żyje na wieki wieków.„
Tak wielką była miłość Jezusa Chrystusa ku ludziom, że z utęsknieniem wyglądał godziny śmierci swojej, aby im objawić miłość, jaką żywił ku nim.
„Mam być chrztem ochrzcon, mówił, a jakom jest ściśnion, aż się wykona„. Mam być ochrzcony własną krwią swoją, a jakże trawi mnie pragnienie, aby rychło przyszła godzina Męki mojej, aby przez to rychło człowiek poznał miłość, jaką mam dla niego! W tem samem też znaczeniu Jan św.
mówiąc o onej nocy, w której Jezus chciał rozpocząć Mękę swoją, pisze: „wiedząc Jezus, iż przyszła godzina Jego, aby przeszedł z tego świata do Ojca, umiłowawszy swe… do końca je umiłował„.
Nazywał Odkupiciel oną godzinę »godziną swoją«, z tej przyczyny, że godzina śmierci była Mu godziną najbardziej upragnioną: gdyż wtedy chciał dać ludziom ostatni dowód swej miłości, umierając za nich na krzyżu, wyniszczony cierpieniem.(…)
O gdyby wiara nas o tem nie zapewniała, któż w świecie poważyłby się temu uwierzyć, żeby Bóg wszechmogący, nieskończenie szczęśliwy, Władca wszechświata, do tego stopnia był chciał człowieka umiłować, żeby się
niejako wyzuł z samego siebie! Widzieliśmy Mądrość samą, Słowo przedwieczne, posuwające się ze zbytniej miłości ku ludziom aż do
szaleństwa! mawiał św. Wawrzyniec Justyniani. (…)
O! gdyby to ludzie, patrząc na Jezusa ukrzyżowanego, chcieli się przez chwilę zatrzymać i zastanowić nad miłością, jaką On ma dla każdego z nich! „
Jakąż miłością, mawiał św. Franciszek Salezy, jakąż miłością nie zapłonęlibyśmy, gdybyśmy się wpatrywali w płomienie, którymi goreje serce Zbawiciela! Jakież to szczęście móc płonąć tym samym ogniem,
którym płonie Bóg nasz! Co za radość być przykutym do Boga więzami miłości!
Św. Bonawentura nazywał rany Jezusa Chrystusa „ranami raniącemi serca najbardziej nieczułe, rozpalającemi dusze najbardziej zlodowaciałe.” O! ileż strzał miłosnych wypada z tych ran, aby ranić najtwardsze serca! Ile płomieni wybucha ze Serca rozpalonego Jezusa Chrystusa, aby zapalić serca najzimniejsze! Ileż z przebitego boku Jezusowego wysnuwa się więzów, aby związać, skrępować serca najbardziej buntownicze!
Czcigodny Jan z Awili, który tak był rozmiłowany w Jezusie Chrystusie, że w żadnem ze swoich kazań nie omieszkał nigdy mówić o miłości Jezusa Chrystusa ku nam, w dziełku swojem o miłości, jaką ma ku ludziom ten cajmiłościwszy Odkupiciel, zamieścił ustępy tak pełne gorącego uczucia, że dla ich piękności nie mogę się powstrzymać, aby. ich tu nie przytoczyć.
Oto jego słowa:
„Tak bardzo, Zbawicielu nasz, umiłowałeś człowieka, że kto rozważa tę miłość Twoją, nie może Ciebie nie ukochać; albowiem miłość Twoja gwałt zadaje sercom, wedle tego co mówi Apostoł: miłość Chrystusowa przyciska nas. Źródłem miłości Jezusa Chrystusa ku ludziom jest miłość, jaką ma dla Ojca. Widać to ze słów, jakie wyrzekł po ostatniej wieczerzy: „Iżby świat poznał, że miłuję Ojca:… Wstańcie, pójdźmy stąd.” A dokąd? aby umrzeć za ludzi na krzyżu.
„Żaden umysł tego pojąć nie zdoła, jakim ogniem goreje Serce Jezusa Chrystusa. Gdyby Bóg był żądał od Niego, żeby zamiast jednej śmierci poniósł ich tysiąc, dość miał On na to miłości, żeby je wycierpieć wszystkie. I gdyby to co wycierpiał za wszystkich ludzi, miał był wycierpieć za zbawienie jednego jedynego, byłby to uczynił tak samo dla jednego jak uczynił dla wszystkich. I jak wisiał na krzyżu przez trzy godziny, gdyby było potrzeba, żeby na nim pozostał aż do dnia sądnego, miłość Jego i na to gotową była. Tak, że Jezus daleko więcej umiłował człowieka aniżeli za niego cierpiał. O miłości Boża, o ileż większą jesteś, aniżeli się na zewnątrz objawiasz! bo tyle ran, tyle siności, wprawdzie głośno nam świadczą o Twej miłości, ale nie wyrażają jednak całego jej ogromu; stokroć większą była ona wewnątrz, aniżeli się na zewnątrz okazała. To była tylko iskierka, która wypadła z tego niezmiernego ogniska miłości Twojej. Największym dowodem miłości jest dać życie za przyjaciół swoich; ale ten dowód nie wystarczał Jezusowi, aby mógł nim wyrazić całą miłość swoją”.
” Ta to miłość obudzą podziw dusz pobożnych i podnosi je do świętych zachwytów, skoro im się da poznać. Ona w nich rodzi zapał święty, pragnienie męczeństwa, wesele w cierpieniu; z niej one czerpały tę nadprzyrodzoną siłę, że się radowały na rozpalonych kratach, chodziły po rozżarzonych węglach jak po różach, że wzdychały za cierpieniem, radowały się w tem, czego się świat lęka i oburącz obejmowały, co świat odpycha. Powiada św. Ambroży, iż dusza oddana miłości Jezusa Ukrzyżowanego, za największą chwałę sobie poczytuje nosić na sobie piętno krzyża.”
„A ja, mój Boże miłujący, jakże ci się odpłacę za tę miłość Twoją? Za krew krwią tylko dostatecznie odwdzięczyć się można. O gdybym i ja mógł się widzieć przybitym do tego krzyża i tą Krwią Najśw. oblanym! O Krzyżu święty, przyjmij i mnie na ramiona swoje. Korono cierniowa, rozszerz się, abyś i moją otoczyła głowę. A wy, gwoździe okrutne, przestańcie dręczyć niewinne ręce mego Zbawiciela a przeniknijcie serce moje współczuciem i miłością.
Tyś przecież na to umarł, mój Jezu, jak powiada Paweł Św., aby zapanować nad żywymi i umarłymi nie przemocą ale miłością. „Albowiem na to Chrystus umarł i zmartwychwstał, aby i nad umarłymi i nad żyjącymi panował.”
„O zdobywco serc ludzkich, potęga miłości Twojej skruszyła i nasze tak twarde serca. Tyś miłością Swoją świat cały zapalił. O najmiłościwszy Panie, racz upoić serca nasze winem miłości Swojej, ogniem Swoim je rozpalić, zranić je swymi pociskami. Toć krzyż Twój jest łukiem napiętym, raniącym serca nasze. Niech wie świat cały, żeś zranił i serce moje. O miłości moja najsłodsza, cóżeś to uczynił? Chciałeś mnie wyleczyć, a rany nie zadałeś? Miałeś mnie pouczyć, jak żyć mi wypada, a uczyniłeś mnie, jakoby szalonym? O szaleństwo niepojętej mądrości, nie opuszczajże mnie już nigdy przez całe życie! Panie, cokolwiek widzę na krzyżu, wszystko mnie pobudza do miłości; drzewo, postać, rany najświętsze na ciele Twojem, ale nadewszystko miłość Twoja woła. na mnie, abym Cię miłował i nigdy już o Tobie nie zapominał.”
Lecz aby dojść do doskonałej miłości Jezusa Chrystusa, potrzeba jąć się prawdziwych środków. Oto jakie środki podaje nam św. Tomasz z Akwinu.
1. Mieć w ustawicznej pamięci Boże dobrodziejstwa tak ogólne jak szczegółowe.
2. Rozważać nieskończoną miłość Boga, który każdej chwili świadczy nam dobrodziejstwa i bezustannie nas miłuje i wygląda
miłości naszej.
3. Unikać starannie wszelkiej i najdrobniejszej nawet rzeczy, któraby Mu
się niepodobać mogła.
4. Wyrzec się wszelkich znikomych dóbr tego świata, bogactwa, zaszczytów,
dogadzania zmysłom. Ojciec Tauler dodaje, iż nader skutecznym środkiem nabycia doskonałej miłości Jezusa Chrystusa jest nadto rozważanie Męki Pańskiej.
I zaiste, któżby mógł zaprzeczyć, iż nabożeństwo do Męki Pańskiej jest ze wszystkich nabożeństw najpożyteczniejszem, najtkliwszem, Bogu najmilszem, najbardziej pocieszającem grzeszników, a rozpalającem dusze miłujące?
Bo i skąd w rzeczy samej odbieramy tak wielkie dobra, jeśli nie z Męki Pana naszego Jezusa Chrystusa? skąd czerpiemy nadzieję przebaczenia, moc przeciwko pokusom, ufność osiągnięcia nieba? skąd tyle światła o prawdach bożych, tyle natchnień miłosnych, tyle pobudek do naprawy życia, tyle pragnień oddania się Bogu, jeśli nie z Męki Jezusa Chrystusa?
Aż nadto więc słusznie nazwał Apostoł wyklętym tego, coby nie miłował Pana Jezusa.
„Jeśli kto nie miłuje Pana naszego Jezusa Chrystusa, niech będzie przeklęctwem„
Utrzymuje św. Bonawentura, iż niema żadnego nabożeństwa skuteczniejszego ku uświęceniu duszy nad rozpamiętywanie Męki Pańskiej;
i dlatego radzi, abyśmy o niej codziennie rozpamiętywali, jeśli chcemy postąpić w miłości Bożej. A przed nim już mawiał św. Augustyn, iż
więcej ma wartości jedna łza, wylana na rozważaniu Męki Pańskiej, aniżeli przez cały rok co tygodnia suszyć o chlebie i wodzie.
Z tej to przyczyny święci ustawicznie byli zajęci rozważaniem tego, co Pan Jezus dla nas ucierpiał; w taki sposób św, Franciszek z Asyżu doszedł do seraficznej miłości. Gdy pewnego razu znaleziono go we łzach i głośne żale zawodzącego i zapytano o przyczynę, odpowiedział: opłakuję cierpienia i zniewagi Pana mojego; a co mnie najbardziej do łez pobudza, to, że ludzie, dla których On tyle poniósł boleści, żyją obojętnie, całkiem o nich zapominając. I na te słowa na nowo zalał się łzami.
Skoro ten święty posłyszał żałosny głos baranka lub spostrzegł cokolwiekbądź, co mu na pamięć przywodziło Jezusa cierpiącego, zaraz
do łez się rozrzewniał. Kiedy mu raz w chorobie ktoś poradził, aby sobie kazał czytać jaką pobożną książkę, odrzekł: »moją książką jest Jezus na krzyżu.« Ustawicznie też upominał swych współbraci, aby ciągle zachowywali w pamięci Mękę Jezusa Chrystusa.
„Jeżeli kto, jak powiada Tiepoli, nie rozmiłuje się w Bogu, patrząc na Jezusa umierającego na krzyżu, chyba już nigdy nie nauczy się miłować Go.”
Św. Alfons Maria Liguori – O miłowaniu Pana Jezusa w życiu codziennym, Poznań. Nakładem i czcionkami Drukarni i Księgarni św. Wojciecha. 1917r. str. 5 – 19.
[Oprac. A.S.]
Skomentuj